ROK 2090
Przerzucając kolejne kartki zaczęłam się zastanawiać, czy taka terapia nie przydałaby się mojej rodzinie, czy czasem pomoc osób trzecich nie jest tu konieczna. Mówiłam, że będę silna, ale nie potrafię. Mówiłam, że się nie poddam, a tymczasem zamiast walczyć tkwię w martwym punkcie. Co ze mną nie tak?
- Amelia, jeżeli za pięć minut nie zejdziesz na dół to.. - głos matki dotarł do moich uszu.
- Nie jestem głodna - krzyknęłam rzucając w stronę drzwi jakąś książką. - Daj mi spokój.
Nie odpowiedziała już. Znów wygrałam tę głupią bitwę.. Powinnam czuć satysfakcję. W tym momencie w moim brzuchu zaburczało i zdałam sobie sprawę, że nie potrafię nawet okłamać samej siebie.
Przerwałam na chwilę lekturę, podeszłam do okna. Na dworze zaczynało się robić już ciemno.. podniosłam z podłogi książkę, której użyłam chwilę wcześniej do rozładowania emocji. Nagle wysypały się z niej setki zdjęć...
Chłopiec z burzą loków na głowie i zielonymi oczami wysuwał się na pierwszy plan, obok niego stał niższy, ale równie przystojny szatyn ze słodkim uśmiechem. Przejrzałam jeszcze kilka fotografii, po czym stwierdziłam, że to na pewno bohaterowie tego starego pamiętnika.
'MIŁOŚĆ' - pomyślałam i zanurzyłam się w kolejnych stronach, pożółkniętych stronach pamiętnika.
29 listopada 1990 rok
Drogi pamiętniku!
Nie zdążyłem odpowiedzieć na prośbę Harry'ego, bowiem do pomieszczenia wróciła Marika. Była bardzo zaniepokojona, ale nie chciałem naciskać. W końcu obowiązuje ją tajemnica lekarska. Zdumiała się na fakt, że Harry wrócił na swoje miejsce.
- Jak to zrobiłeś? - szepnęła wytrzeszczając swoje duże oczy. - Niesamowite..
- To nie moja zasługa - odparłem pocierając ręce. - Sam przyszedł. Marika, ja myślę, że Harry potrzebuje odpoczynku..
- Masz rację, na dziś wystarczy. To dopiero pierwszy dzień. - mruknęła dziewczyna zapisując coś na śnieżnobiałej karcie.
Wstałem z fotela i podniosłem półprzytomnego Loczka, który owinął ręce wokół mojej szyi. Kosmyki jego włosów delikatnie łaskotały moją czułą skórę. Lubiłem, kiedy był tak blisko. Wtedy nic innego nie miało znaczenia. Nawet to, że jesteśmy w jakiejś popieprzonej klinice.
- Ach, Louis. Jeszcze jedno. Czy On, no wiesz.. mówił coś? To ważne. - zwróciła się do mnie, jakby chciała sprawdzić, czy jej nie okłamię.
"Tak"
- Nie, ciągle milczał. Jak zawsze. - skłamałem, a na ustach Harry'ego pojawił się drobny uśmieszek. Wcale nie chciałem tego robić, ale jakiś wewnętrzny głos podpowiadał mi, że nie mogę go wydać. W końcu przecież wybrał mnie..
Do końca dnia nie wydarzyło się już nic szczególnego. Marika gdzieś zniknęła, ale nie miałem jej tego za złe. Przywykłem do niesamowitej ciszy, która przeszywała moje obecne życie. Wierzyłem w to, że kiedyś odzyskam go takiego, jakim powinien być nastoletni chłopak. Wierzyłem i nie mogłem tego stracić..
29 listopada 1990 rok
Drogi pamiętniku!
Dziś dostałem telefon od wujka. To wcale nie była dobra wiadomość. Nie miałem pojęcia jak powiedzieć o tym Harry'emu. Obiecałem, że zostanę z nim, a tymczasem już musiałem wracać. Wiedziałem, że nie przyjmie tego zbyt dobrze. Wróciłem do sali. Znów stał przy oknie. Jesień powoli się kończyła, na dworze zaczynało robić się coraz zimniej..
- Harreh - szepnąłem otulając go od tyłu. - Harreh, mam złe wieści. - próbowałem być delikatny, ale na te słowa zadrżał. - Spójrz na mnie.
Natychmiast odwrócił się i ujął moją twarz w swoje dłonie. Jego oczy przeczuwały, co chcę powiedzieć, bo w jakiś magiczny sposób odczytałem z nich : " Lou, nie jedź, Lou zostań.."
- Harreh, wiesz, że bardzo bym chciał.. - mruknąłem spuszczając głowę. - Filip dzwonił, oczekują mnie w szkole.
Byłem przygotowany na wszystko, tymczasem on wtulił się we mnie tak mocno, jakby miał mnie już nigdy nie zobaczyć. Tak, jakbyśmy się żegnali na zawsze..
- Wrócę Harry, albo Ty wrócisz. Umowa stoi? - spytałem, a on zarumienił się. - Obiecaj, że będziesz chodził na zajęcia. Marika wie, co jest dobre. Będę dzwonił, ok?
Nie dostałem odpowiedzi w postaci słów. Loczek przeczesał ręką swoje włosy, po czym chwilę się zastanawiając zbliżył się na mega niebezpieczną odległość.
Moje usta w szaleńczym transie spotkały się z jego spierzchniętymi wargami. Czułem, że potrzebuje tego, czułem, że On też pragnie bycia blisko. Czułem, że ta cholerna blokada miała szansę zniknąć.. ale znów los chciał inaczej.
Splotłem nasze palce, a drugą rękę umiejscowiłem na jego szyi. Była taka ciepła i taka gładka, że marzyłem o tym, aby nigdy jej nie puszczać..
- Jesteś tylko mój. - subtelny, ale bardzo męski głos Harry'ego podrażnił moje bębenki, a w oczach zebrały się łzy.
- Tylko twój Harry. - odparłem wychodząc z pomieszczenia.
Nienawidzę pożegnań.
30 listopada 1990 rok
Drogi pamiętniku!
Jestem już w szkole, Liam i Zayn nie pytają o nic. Uwielbiam ich za to, że nie naciskają. Myślę, że kiedyś sam im wszystko opowiem. Może nadejdzie dzień, w którym będę mógł z uśmiechem na twarzy wrócić do tego, co się wydarzyło. Samanta oczywiście wypytała mnie o wszystko, więc przed nią niewiele mogłem ukryć. Nawet domyśliła się tych pocałunków. No cóż, jestem jak otwarta księga. Ciężko mi kłamać.
Okropnie tęsknie za Harrym, minął dopiero jeden dzień, a ja czuję się jakby to była wieczność. Chcę wrócić do niego, uściskać go, dotknąć, pocałować, przytulić..
Nie wiem, co robi.. o czym myśli, gdzie jest teraz. Najgorsze jest to, że ferie świąteczne zaczynamy dopiero 23 grudnia, dzień przed wigilią. Obawiam się, że nie wytrzymam tu tyle czasu.
Kończę ten wpis, bo kiedy nie ma Harry'ego, nie ma mnie, nie ma nas, to nic się nie dzieje.
5 grudnia 1990 rok
Drogi pamiętniku!
Nie pisałem kilka dni, bo byłem zajęty organizowaniem szkolnego przestawienia . Pani Hudson wyznaczyła mnie i kilka innych osób w ramach rehabilitacji za ucieczki ze szkoły. No cóż, trudno. Jakoś to przemęczę, już zostało raptem dwa tygodnie do świąt Bożego Narodzenia. Ostatnie dni na pewno zlecą dość szybko, więc nie ma czym się przejmować.
Wczoraj dostałem list od wujka. Mam wrażenie, że wrzucił nieco na luz. To znaczy.. sytuacja jakoś ostygła i zrobił się bardziej przychylny moim decyzjom. Napisał, że z Harrym jest w porządku, uczęszcza z Mariką na zajęcia, a wieczorami słucha moich ulubionych piosenek. Jeżeli wszystko pójdzie dobrze to niebawem wróci do Winchester. Wspaniale, prawda?
Ach, zapomniałbym. Od wczoraj pada śnieg. Za oknem jest już bialutko. Ciekawe, co na to Harry. Mam nadzieję, że uwielbia tę porę roku tak samo, jak ja. Już sobie wyobrażam nasze wspólne zabawy na śniegu. Tak bardzo chciałbym go teraz przytulić..
6 grudnia 1990 rok
Drogi pamiętniku!
Dziś mikołajki, taki tam niby wesoły dzień, ale ja siedzę z kubkiem herbaty przy oknie i patrzę na spadające płatki śniegu.
- Wszystko okej? - głos Malika wyrwał mnie z zamyślenia. - Dziwnie wyglądasz ostatnio, Lou.
- Jest jak najbardziej w porządku. Po prostu tęsknie.. - odparłem szczerze, a w oku zakręciła się łezka.
- Loueh, już niedługo.. nie trać wiary. - oznajmił brunet z uśmiechem i poklepał mnie po ramieniu.
- Dzięki Zayn. - mruknąłem wdzięcznie i wróciłem do obserwacji najpiękniejszej pory roku.
Pomyślałem, że dziś jest wyjątkowy dzień, że może powinienem zadzwonić do Harry'ego. Udałem się na korytarz, wykręciłem numer telefonu, który podała mi Marika..
- Halo? Klinika LWWY... - przywitał mnie głos sekretarki.
- Chciałbym rozmawiać z Mariką - oświadczyłem cicho, a po chwili w słuchawce rozszedł się radosny głos.
- Co u Ciebie, Lou? Jak się miewasz? - spytała, a ja musiałem wziąć głębszy oddech.
- Tęsknie. Jak tam Hazz? - przeszedłem od razu do rzeczy.
- Uh, świetnie. Jutro wychodzi. Chcesz z nim porozmawiać? - mówiła tak szybko, że dopiero po chwili fakty docierały do mojej głowy.
- Cześć Harry. Wiem, że mnie słyszysz, jak cudownie, że już jutro będziesz w Winchester. Okropnie za Tobą tęsknie.. codziennie odliczam dni do powrotu. Ale już niedługo, wiesz? Tak strasznie Cię potrzebuję..
Nagle w słuchawce rozległ się sygnał rozłączenia. Nie wiedziałem, co to znaczy. Miałem wykonać jeszcze jedno połączenie, ale ostatecznie rozdrażniony zrezygnowałem i wróciłem do pokoju.
Zasnąłem, nie dając wyciągnąć się nawet na świąteczną potańcówkę.
8 grudnia 1990 rok
Drogi pamiętniku!
Mam dwie wiadomości. Dobrą i złą. Może zacznę od tej dobrej. Samanta wczoraj oznajmiła mi, że jest z Niallerem. Bardzo się z tego cieszę. Horan zasługuje na kogoś, kto pokocha go z pełnym oddaniem. Myślę, że do siebie pasują. Sami ma teraz okazję zapomnieć o swoim byłym, który okazał się ostatnim idiotą.
Zła wiadomość to taka, że pani Hudson wczoraj zginęła w wypadku samochodowym. Jest mi okropnie smutno z tego powodu, bowiem miałem z nią całkiem dobre kontakty. Zawsze rozmawiała ze swymi podopiecznymi, troszczyła się o wszystko.. los bywa okrutny.
Z racji tego, że była dyrektorem szkoła została zawieszona na jakiś czas z powodu żałoby. Wiem, że nie powinienem się teraz cieszyć, ale to znaczy jedno. WRACAM DO WINCHESTER.
Harry, nadchodzę.. <3
~*~
Podróż pociągiem okropnie się ciągnęła, ogromne zaspy śniegowe utrudniały dojazd do mniejszych miejscowości. Gdy w końcu dotarłem na dworzec odetchnąłem z ulgą. Czekał na mnie wujek, którego powitałem z uśmiechem. Nie pytałem o Harry'ego, uznałem, ze chcę mieć niespodziankę.
Kiedy dojechaliśmy na miejsce, na werandowych schodach siedział On.
Jego przejrzyste, pełne zieleni spojrzenie mówiło o tęsknocie.
Jego piękne, ale drobne loczki wyłaniały się delikatnie spod białej czapki.
Drobne płatki śniegu osiadły na jego długich, czarnych rzęsach.
Czerwone policzki prosiły się o ogrzanie, a uśmiech...
.. uśmiech sprawił, że poczułem się, jak w niebie.
Zauważył mnie i natychmiast podniósł się z zimnego siedzenia, nie wiedziałem, co teraz zrobić. Wprawdzie wujek i kilka służących znajdowało się obok nas, ale całkowicie mnie to nie obchodziło. Wtuliłem się w jego zimną kurtkę pocierając rękoma zmarznięte plecy.
- Tęskniłem, Harreh - mruknąłem mu do ucha. - Porozmawiamy w domu, dobrze?
Skinął głową, a ja poczułem, że to dar od losu, dar od Boga. Mogłem tu być i mieć go blisko.
Zjedliśmy wspólny obiad, zauważyłem, że wujek jest bardziej radosny niż ostatnio. Może miała na to wpływ poprawa zdrowia Loczka? Harry zaskoczył mnie, bowiem na jego talerzu pojawiło się coś jadalnego. Czyżby terapia była skuteczna? Na mojej twarzy stale gościł uśmiech, nie potrafiłem w takich okolicznościach się smucić. Nie mogłem doczekać się, gdy będziemy już sami. Pragnąłem skosztować tych malinowych ust i móc rozkoszować się nimi do upadłego.
~*~
Otworzyłem drzwi od swojego pokoju. Nic się tu nie zmieniło. Rzuciłem walizkę obok łózka, a sam wtuliłem twarz w poduszkę. Byłem zmęczony, ale spragniony wrażeń i obecności mojego... obecności Harry'ego.
Po chwili usłyszałem skrzyp drzwi i ciche kroki. Materac lekko się ugiął, a ciepło ciała Stylesa otuliło mnie swą delikatnością. Pragnąłem zasypiać tak i budzić się każdego dnia.
- Harreh, jak się masz? -szepnąłem patrząc w jego zielone oczęta.
Uśmiechnął się i przejechał opuszkiem palca po moim policzku.
- Cieszę się, że lepiej, ale powiedz mi coś.. cokolwiek. - prosiłem smutnym głosem.
Poprawił loki opadające na oczy objął mnie w pasie.
- Harreh, nadal nie mówisz? Potrzebuję Twojego głosu, proszę. - próbowałem wywrzeć na nim jakieś wrażenie, ale niestety nic nie skutkowało.
Cisza.
Podniosłem się z łóżka i stanąłem przy oknie. Widok na staw rozbudzał we mnie wspomnienia. Wspomnienia pierwszych chwil z Harrym.
Nagle poczułem, jak jego ręka wędruje pod moją koszulką, jak dotyka najbardziej czułych miejsc, jak do mojego brzucha napływają motylki.
- Hazz, ktoś może wejść - mruknąłem cicho, ale on nic sobie z tego nie robił. Tak jakby potrzebował tego, by móc poprawnie funkcjonować. Rozumiałem go, był dla mnie, jak spełnienie najskrytszych marzeń. Nigdy nie sądziłem, ze poczuje coś mocniejszego do kogoś tej samej płci. Powoli zaczynałem gubić się w tej słodkiej rozkoszy.
Całowaliśmy się długo i namiętnie, początkowo były to drobne całusy, później co raz bardziej odważne i zachłanne pocałunki. Musieliśmy odrobić te wszystkie dni rozłąki. Uwielbiałem jego smak, jego radość w oczach, gdy byliśmy tak blisko. Nigdy w życiu nie chciałem tego popsuć. I myślę, że On też nie...
nie padły tu na razie żadne deklaracje, ani obietnice..
.. ale ja wiedziałem, że chcę go na zawsze.
Harry zasnął w moich objęciach, był wycieńczony pobytem w tej nieszczęsnej klinice. W momencie, gdy chciałem go nakryć spostrzegłem, że nie ma na rękach już bandaży, a blizny po sznytach zaczynały się cudownie goić.
Jedyne, co mnie zaniepokoiło to drobne nakłucia przy zgięciu ręki. Przyjrzałem się dokładniej, wokół były lekko sine..
- Harry, nie. Powiedz, że to sen. - wyszeptałem całując go w czółko, za oknem padał śnieg...
*
PROŚBA: Larry Shippers, jeżeli możecie to lajknijcie lub poleccie fanpage o Stylinsonie: www.facebook.com/LarryOurLittleSecret . Będę ogromnie wdzięczna, dzięki!