Strony

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Chapter 7.

ROK 2090

Szmer dobiegający z drugiego końca pokoju przerwał mi lekturę tej zaskakującej opowieści. Opowieści, która łączyła w sobie nie tylko ciążącą nad dworkiem Filipa Tomlinsona tajemnicę, ale również strach, ból i miłość. Te wszystkie uczucia skumulowane w jednej historii tworzyły z pewnością mieszankę wybuchową. Podniosłam się z podłogi, by odszukać źródło hałasu. Zrobiłam kilka kroków na przód, a moim oczom ukazała się mała, pozłacana pozytywka. Na jej szczycie siedział skulony aniołek, a jedno z jego skrzydeł było złamane. Instrument spowijała gruba warstwa kurzu, co świadczyło o tym, że był nie używany od wielu lat. Trąciłam go lekko ręką, a łagodna melodia wypełniła całe pomieszczenie..

29 października 1990 rok



Drogi pamiętniku!


Jestem w totalnej rozsypce, jednak nie bardziej niż Harry. Nikt nie zdaje sobie sprawy z tego, co dzieje się teraz w moim sercu. Moja bezsilność przekracza wszelkie granice. Czuje się jak bezradne dziecko. Nic nie jest proste. On cierpi, a ja nie umiem mu pomóc. Nie wiem, co się dzieje. Wczoraj wybłagał, abym go ratował.. tylko jak?

Niall spędza co raz więcej czasu z Samantą, co mnie bardzo cieszy. Widzę, że odnaleźli wspólny język. Świadczą o tym chichoty dochodzące z werandy. Ja spędzam całe dnie przy łóżku Harry'ego. Pilnuje, aby nie zrobił sobie krzywdy. Nie chcę, aby się ciął. Nie mogę pozwolić na to. Wujek chyba pogodził się z faktem, że ciągle siedzę przy łóżku Loczka, bo nie patrzy już na mnie z tą złością w oczach. Cóż.. w końcu udało mi się dopiąć swego. Byłoby miło gdyby Haz dał mi jakąś podpowiedź. Jego milczenie przytłacza mnie, boli i pęcznieje z każdą minutą . Boje się, że któregoś dnia to wszystko uleci. Boje się, że go stracę. Jestem zabawny. Martwię się o kogoś, kto praktycznie nie dopuszcza mnie do siebie. Chyba powinienem zacząć się leczyć. Muszę kończyć ten krótki wpis, bo Harry się przebudza.


30 października 1990 rok


Drogi pamiętniku!

Wczoraj nie wydarzyło się nic ciekawego. Harry z trudem otworzył oczy , rozejrzał się po pokoju, po czym wbił swoje seledynowe źrenice w moją przesiąkniętą bólem i troską twarz. Ten widok wcale mu nie pomagał. Wiem to. Ale ile miałem udawać, że jest wszystko w porządku skoro dalekie było to od prawdy? Sięgnąłem po jego rękę, a on splóltł nasze palce. Czułem się lepiej. Czułem się lepiej, bo wiedziałem, że jest blisko.

- Hareeh - jęknąłem, widząc, że jego powieki ponownie się zamykają. - Hareeh, powiedz coś.

Cisza. Odpowiadała mi cisza, ale nie byłem ani trochę zły. Po takim czasie przywykłem do faktu, że stale milczy. Jednak momentami pragnąłem usłyszeć z jego ust coś więcej. Pragnąłem jego uśmiechu, dotyku. Pragnąłem by zrzucił w końcu ta okropną maskę i stał się sobą. Na nic zdały się moje prośby, bo chwilę później osunął się na poduszki oddając się błogim snom. To chyba lepsze niż rzeczywistość. Widocznie potrzebował jeszcze więcej odpoczynku niż mogło mi się wydawać. Siedziałem jeszcze kilka minut przy jego łóżku gładząc perfekcyjne loczki, a z mojego gardła wypływał cichy szloch. Musiałem jednak się opanować, bo do pokoju weszła Eleanor. Obiecała, że znów przy nim posiedzi. Byłem jej szczerze wdzięczny. Resztę dnia spędziłem z Nialler'em i Samantą, którzy nie mogli się sobą nacieszyć. Ewidentnie coś między nimi iskrzyło. Gdy Sammy udała się do kuchni po coś do picia szturchnąłem Horana. Od razu wiedział, o co mi chodzi.

- No co? Jest cudowna - mruknął cicho, by nie usłyszała,  po czym się zawstydził. Znaliśmy się doskonale, więc już w tym momencie mogłem stwierdzić, iż mój przyjaciel się zakochał.

- Przecież nic nie mówię, ale Bobby serio promieniejesz.. - odparłem, uśmiechając się po raz pierwszy tego dnia. 

- Bobby? Nie mówiłeś tak do mnie od.. od pierwszej klasy podstawówki. Louis, co z Tobą? - parsknął, ale mi nie było do śmiechu. Przypomniałem sobie śmierć moich rodziców. Gdybym miał znów kogoś straić chyba nie dałbym rady.

 - Lou, LouLou wszystko ok? - upewnił się, a ja by nie drążył tego tematu skinąłem głową na potwierdzenie. 

 _

Dziś z samego rana pobiegłem do pokoju Harry'ego, ale zastałem tylko idealnie zaścielone łóżko. W pierwszej chwili przeraziłem się, bowiem odkąd wróciłem do Winchester i odkąd ujrzałem jego poranione ręce czułem się w obowiązku opieki nad młodszym chłopakiem. Prędko zniknąłem na schodach prowadzących na parter. W kuchni, salonie ani łazience również go nie było. Moje serce wzmogło swój rytm, a w głowie pojawiły się najciemniejsze scenariusze. Gdzie jest Harry ?

Dzięki Bogu, gdy dobiegłem nad staw siedział na tej przeklętej, drewnianej ławeczce wbijając wzrok w jeden, nadal nieznany mi punkt.

- Boże, jesteś - szepnąłem zdyszany i opadłem na ławkę. - Myślałem, że coś się.. - nie dane było mi dokończyć, bo jego dłoń musnęła moją szyję. Przyciągnął mnie do siebie. Czułem na sobie jego wzrok, czułem ciężki oddech przesiąknięty dymem papierosowym.. po prostu go czułem. - Haz, co Ty..

Jego zęby przygryzły moje wargi, ale tylko po to, by chwilę później odpłynąć w najwspanialszym pocałunku na świecie. Wsunął swój język głębiej niż mogło mi się wydawać i podrażnił moje podniebienie. Na początku czułem się onieśmielony, ale gdy przez moje ciało przeszły kolejne partie dreszczy, a jego pokaleczona dłoń błądziła po moim torsie zdecydowałem się na odwzajemnienie gestu. Mój język szaleńczo walczył z jego. Nie miałem pojęcia, czy to dzieje się na prawdę. Nie chciałem wiedzieć, bowiem było mi tak cholernie dobrze. W dodatku cała sytuacja wyszła z inicjatywy Harry'ego. Pragnąłem więcej. Wplotłem, więc swoje palce w jego rozkoszne loczki i naparłem mocniej na jego usta. Całowaliśmy się, całowaliśmy się okropnie długo.

- wspaniale smakujesz Lou - głos chłopaka przeszył moje wnętrze. Otworzyłem oczy, by sprawdzić, czy to na pewno on siedzi obok mnie. Jego usta znajdowały się niesamowicie blisko moich. Właśnie przerwał jeden z pocałunków, by oświadczyć jak mu słodko. I w dodatku użył znów trzech cichych słów. Nie wiedziałem, czy mam się cieszyć, czy raczej płakać. Wszystko jedno, nie kontrolowałem teraz swojej radości. Nigdy nie pomyślałbym, że będę całować się z tym dzieciakiem. Muszę przyznać, że mój niepokój odszedł na chwilę, bowiem jego usta również powędrowały odrobinę w górę. To chyba dobrze, prawda?

Nie wiem jak długo siedzieliśmy pod tym drzewem, na tej ławeczce. 
Wiem jedno: bez wątpienia się zakochałem.

31 października 1990 rok


Drogi pamiętniku!
 

Cały wczorajszy dzień spędziłem w objęciach Harry'ego, a on w moich. Na zmianę. Dziś, wczesnym rankiem Niall i Samanta przyszli się pożegnać. Horan obiecał, że podrzuci blondynę do internatu. Wszystko szlo jak z płatka..

..prawie wszystko.

- Louis, musisz wracać -  słowa wujka po raz kolejny przekreśliły moje marzenia. Poczułem się słaby i bezsilny, ale nie na tyle by się mu nie sprzeciwić.

- Nigdzie nie wra... - próbowałem negocjować, ale widząc jego smutne oczy poddałem się. - Wujku.. muszę zostać.

- Louis, ostatkami sił wybłagałem panią Hudson, aby Cię nie wydalała ze szkoły. Zrób to dla mnie. Wróć tam i dokończ semestr. Zostało nie wiele..

Nie odpowiedziałem nic. Udałem się na górę, jednak po drodze spotkałem Hazzę. Siedział na schodach z miną zbitego psa. Mimo, że z dnia na dzień było z nim co raz lepiej to ciągle milczał. Miałem wrażenie, że zaraz się rozpłacze. Zresztą ja sam lepiej nie wyglądałem. Dotarło do mnie, co oznacza mój wyjazd.. Nie chciałem, nie mogłem, nie chciałem.

Harry widząc moje zdenerwowanie, przerażenie, smutek.. nie wiem jak to nazwać podwinął rękawy swojej bluzki i pokazał gasnące już sznyty. Goiły się.. wyblakły i nie raziły już ostrością. Chciał mnie upewnić w przekonaniu, że już więcej tego nie zrobi. Tak sądzę.. przynajmniej mam nadzieję.

Poczułem jak moje oczy zachodzą łzami. Później obudziłem się w swoim pokoju. Podniosłem  głowę, a obok mnie leżał nikt inny jak Harry. Jego bluzka lekko się podwinęła ukazując fragment brzucha. Był tak pięknie zbudowany..  Musnąłem ustami jego policzek. Delikatnie. Nie chciałem, aby się przebudził. Mogłem wpatrywać się w niego godzinami. Na podwórzu zrobiło się już ciemno.. księżyc, który wpadał przez małe okienko rozświetlał część pokoju. Miałem wrażenie, że nadal śnię.

1 listopada 1990 rok



Drogi pamiętniku!


Nadszedł listopad, a wraz z nim mój powrót do szkoły. Przede mną miesiąc nauki. Nie wyobrażam sobie tych trzydziestu dni bez Harry'ego. Wczoraj w nocy dużo rozmawialiśmy. To znaczy.. ja mówiłem, a on słuchał. Jakkolwiek to brzmi. Znów obiecałem, że wrócę. Bo zrobię to, prawda? Ciekaw jestem ile wytrzymam bez jego obecności, dotyku, zapachu. Cholernie będzie mi tego brakowało. Spakowałem kilka rzeczy i poszedłem pożegnać się z loczkiem. Siedział nad stawem i wrzucał do wody małe kamyczki.

- Harry ? - na dźwięk swojego imienia odwrócił się w moją stronę, a na jego twarzy zagościł skromny uśmiech. Przytuliłem go mocno i zająłem miejsce obok. - Pamiętasz, co Ci mówiłem?

Spojrzał na mnie groźnie, ale wcale się nie przestraszyłem. Mimo, że jego oczy stały się teraz puste to wiedziałem, że znów próbuje założyć tą ciemną maskę. Zwyczajnie próbował mnie zbić z tropu.

- Wrócę - szepnąłem zbliżając się do niego. - Wrócę, szybciej niż się spodziewasz. - dodałem ujmując jego podbródek. jeden z loczków uroczo opadł na jego czoło, a ja lekko dmuchnąłem, by zajął swoje poprzednie miejsce. - Wrócę Harry.

Nie lubię pożegnań, dlatego wpiłem się w jego usta oddając mu ogromną przysługę. Musiał zapamiętać mój smak na cały miesiąc lub ewentualnie krócej, gdybym jednak zdecydował się na ponowną ucieczkę..
Kocham jego usta. Żegnaj Winchester. Do zobaczenia Harry.

2 listopada 1990 rok



Drogi pamiętniku!


Dojechałem na miejsce cały i zdrowy. Już od progu powitały mnie głośne wiwaty. Czyżby wszyscy wiedzieli o tym, że zwiałem? Właściwie miałem to gdzieś. Zayn i Liam ucieszyli się z mojego przyjazdu. Samanta była zaskoczona, ale na jej twarzy również pojawił się uśmiech.

- A co z Harrym? - to było pierwsze, co usłyszałem z jej ust. Jej zdezorientowanie rozsmieszyło mnie do granic możliwości.

- Jest okej.. chyba. - przygryzłem wargę unosząc brwi w górę.

- Doszło do czegoś? - spytała, a moje źrenice natychmiast się rozszerzyły. - Louis?

- Sammy! - krzyknąłem, próbując ukryć moje zawstydzenie. - Chyba nie sądzisz, że będę Ci opowiadał..
- Raczej jestem tego pewna. - odparła z dumą, a ja nie miałem innego wyjścia jak jej ulec.

Opowiedziałem w skrócie do czego zaszło. Opisałem jej każdy szczegół. Jak jego wargi zacisnęły się na moich ustach, jak jego język szaleńczo pieścił moje podniebienie, ale również to jakie zmiany zauważyłem w jego zachowaniu.. miało być dobrze.

4 listopada 1990 rok



Drogi pamiętniku!


Dziś nie ma szkoły, a ja leżę na łóżku i wpatruje się w sufit. Tęsknie za Harry'm. Oddałbym wszystko, by móc znów poczuć jego pocałunki. Wszystko. 

- Tommo, o kim tak myślisz? - głos Liama wyrwał mnie z zamyślenia. Nie wiedziałem, co mam powiedzieć. Prawdę czy kłamać?

- Pewnie fantazjuje o tej blondi - stwierdzenie Zayna wcale mnie nie zszokowało. Zdążyłem się przyzwyczaić do jego cholernie głupich uwag.

- Nie.. po prostu chciałbym wrócić do Winchester. - odparłem z udawaną powagą, na co oni wydali się być zaskoczeni.

- Masz tam kogoś? - szepnął Payne, ale słuch Malika był nie zawodny.

- W pewnym sensie. - oznajmiłem zgodnie z prawdą. 

Chłopcy nie drążyli już więcej tego tematu. Jedyne, co mnie ucieszyło to konkurs organizowany przez grono pedagogiczne. Zwycięzca mógł pojechać do domu na tydzień. Od razu poszedłem się zapisać. Zasady były proste. Przynajmniej tak mi się wydawało. Zabawa polegała na napisaniu piosenki lub wiersza. Wszystko jedno, byle wydostać się z tej dziury. Pani Hudson nie była ani trochę zdziwiona faktem, że chcę wziąć udział. Nie wiele osób mojej płci decydowało się na to, ale ja po raz kolejny nie interesowałem się opinią innych osób. Zacząłem tworzyć, nie przestając myśleć o Harrym.

8 listopada 1990 rok



Drogi pamiętniku!


Nie pisałem kilka dni, bo ciągle skupiam się na tym głupim konkursie. Nie mam tu swojej gitary i ciężko skleić mi jakąkolwiek melodię. Chyba wezmę się za wiersz.. chociaż z drugiej strony piosenka to coś lepszego. Jestem w kropce. W dodatku mam masę nauki, a moje myśli zaprząta nikt inny jak Harry. Tęsknie.

15 listopada 1990 rok



Drogi pamiętniku!



Napisałem w końcu piosenkę! Jest cudowna! Przynajmniej tak mi się wydaje. Samanta mówi, że opowiada o prawdziwej miłości. Zayn i Liam podzielają jej zdanie. Ach.. gdyby tylko wiedzieli, że jest o Harrym. Teraz nie pozostaje mi nic innego jak czekać na wyniki.

" Dotykasz dna, tylko po to by się odbić.
Czuję Twój oddech na swojej skórze.
Trzy ciche słowa z ust upadłego anioła..
Słona łza przekreśla milczenie.. "

Harry, chcę do Ciebie.

17 listopada 1990 rok



Drogi pamiętniku!


Nie mogę uwierzyć! Wygrałem! Moje wypociny zwyciężyły w konkursie! Jestem zachwycony! Lecę się pakować, bo za godzinę mam pociąg do Winchester. Nie wiem, czy jestem w stanie opisać swoją radość. To piękne! Spełniło się jedno z moich drobnych marzeń.. marzeń, które prowadzą do Harry'ego.
_
Dojechałem, jest późno. W dworku świecą się światła. Wujek nie wie, że wróciłem. Nikt nie wie. Chcę zrobić im niespodziankę. Na progu spotykam Eleanor.

- Gdzie Harry ? - to pierwsze, co mówię. Ona milczy. - El, gdzie Harry?

- Louis, on.. - zaczyna, ale wybucha gromkim płaczem. Otulam ją swoimi ramionami i tkwię w zdezorientowaniu. - Louis on nie żyje.

_____________________________________________________________________________

Siema! :) Siódemeczka dla Was. Hm, nie jest milusio. Wczoraj tak się zastanawiałam i stwierdzam iż małymi kroczkami zbliżamy się do końca. Nie wiem czy gnać do przodu czy przedłużać akcję? Jak sądzicie? :)) A i przepraszam za błędy, ale moja beta jest nie dostępna, a ja jestem leniem i nie chce mi się sprawdzać >,<  No to do następnegooooo!!

czwartek, 23 sierpnia 2012

Chapter 6.

ROK 2090

Gdy w pamiętniku pojawiło się wspomnienie Louis’a o głębokich sznytach Harry'ego odruchowo spojrzałam na swoje ręce. Moje nadgarstki również pokryte były równiutkimi bliznami, przesiąknięte bólem, którego przyczyną była utrata tak bliskiej mi osoby. Ból psychiczny. Ból fizyczny. Znałam go doskonale, bowiem dokładnie każdego dnia po śmierci Austin’a tworzyłam nowe, bezsensowne wzorki na mojej gładkiej skórze. Rodzice początkowo byli przerażeni, ale z czasem dotarło do nich, że nic mnie nie zatrzyma. Ani terapia, ani wizyty u specjalistów. Wiedziałam, że może mi pomóc jedynie cud. Tak na prawdę nie chciałam pogodzić się z jego odejściem. Każdego dnia modliłam się, aby Bóg cofnął czas. Modliłam się, aby to, co zdarzyło się owego dnia zostało w jakiś magiczny sposób wymazane z mojego życia. Niestety bezskutecznie…

28 października 1990 rok

Drogi pamiętniku!


Cały wczorajszy wieczór spędziłem przy łóżku Harry'ego. Przebudził się na chwilę, wypowiadając moje imię, ale po kilku sekundach ponownie opadł na poduszki wtulając swą słodką buźkę w pościel. Nie miałem mu tego za złe. Jego stan ewidentnie wskazywał na to, że potrzebuje bardzo, ale to bardzo dużo odpoczynku. Wujek odwiedził nas kilka razy, ale nie mówił nic. Powoli zaczynałem się przyzwyczajać, że w tym domu najważniejsze słowa są głęboko ukryte. Od samego początku postawiłem sobie za cel rozwiązać tą skomplikowaną zagadkę. I bez znaczenia jak wiele musiałbym poświęcić - wiedziałem, że to zrobię.

Właśnie siedziałem na werandzie czytając książkę, gdy do moich uszu dotarł znajomy głos. Podniosłem głowę, a moje źrenice zarejestrowały obecność…


- Nialler? - krzyknąłem zszokowany, zrywając się z miejsca. Rzuciłem mu się w objęcia i wyściskałem za te wszystkie dni rozłąki. - Co ty tu robisz?


Wyglądał świetnie. Blond włosy zaczesane do tyłu, sportowy strój i te buty… nie pamiętam nazwy, ale idealnie pasowały do jego stylu. Okropnie za nim tęskniłem, a tu proszę, taka niespodzianka. Brakowało mi go. Ewidentnie mi go brakowało.


- Postanowiłem cię odwiedzić, bo nie dajesz znaku życia - mruknął, trącając mnie w ramię, co wywołało u mnie falę śmiechu. - Tęskniłem Lou, wiesz?


Nialler od zawsze był ze mną. Znaliśmy się od małego i to dzięki niemu nie upadłem na samo dno. Często bywałem blisko tej granicy, ale mając kogoś takiego jak on nie dało się choć raz nie uśmiechnąć. Z całego serca będę dziękował Bogu za to, że postawił go na mojej drodze. Spojrzałem w jedno z okien dworku. Za powiewającą lekko firanką ujrzałem bladą twarz Harry'ego. Natychmiast posmutniałem, co Horan’owi udało się zauważyć, ale…

- Louis? - piskliwy głos podrażnił moje bębenki. Odwróciłem się na pięcie sprawdzając, czy aby na pewno się nie przesłyszałem. No nie. Kolejny szok. Przed nami stała właśnie Samanta. Trzymała w dłoniach swoją ogromną, różową torebkę, a na jej twarzy widniał uroczy uśmiech.


Podeszła bliżej, a dokładniej rzuciła mi się w ramiona. Dokładnie jak uczyniłem to ja przed chwilą. Gdy spostrzegła, że nie jestem sam zarumieniła się znacznie. Znałem ją. Czułem, że to początek jakiejś przygody. W momencie, gdy dłonie Nialler’a i Sammy spotkały się ze sobą miałem wrażenie, że świat zatrzymał się na moment. Miałem wrażenie, że jestem niewidzialny. Wbijali w siebie swoje paczadełka jakby zobaczyli 8 cud świata. Mhm. Po jakiś kilku minutach przypomniałem im o swojej obecności, na co speszyli się jeszcze bardziej niż wcześniej. Ale, żeby nie przedłużać zaprosiłem ich do domu. Wujek nie miał nic przeciwko, co bardzo mnie ucieszyło.

Resztę dnia spędziłem właściwie tylko na rozmowach z moimi przyjaciółmi. Kilka razy odwiedziłem pokój Harry'ego, ale ku mojemu zaskoczeniu ciągle spał. Zastanawiałem się, czy wtedy nad ranem miałem jakieś halucynacje czy Loczek na prawdę się na mnie patrzył. Zaczynałem wariować. Serio. Eleanor zapewniła mnie, że będzie czuwać przy nim tak długo jak to będzie potrzebne. Chciała żebym trochę odetchnął, a przy okazji zajął się gośćmi. Miała rację, więc przystałem na jej propozycję. Miałem przeczucie, że ona również chce dla Hazzy jak najlepiej.


-Louis, no i jak Harry? No wiesz… - spytała Sam, a ja miałem ochotę zapaść się pod ziemię. Poczułem jak moje policzki oblewają ogromne rumieńce. Próbowałem jakoś zmienić temat, ale bez skutku.


- Jaki Harry? - pytanie Nialler’a było zbyt oczywiste. - Czy ja o czymś nie wiem, Lou?


Samanta w tym momencie złapała się za głowę i zaczęła mnie przepraszać tłumacząc, że sądziła iż blondas wie o wszystkim. Horan tylko siedział i przysłuchiwał się naszej konwersacji, która nie prowadziła do niczego dobrego.

- Ciszej, ktoś usłyszy - upomniałem ją. Nie chciałem, aby cały dworek znał mój sekret. Przynajmniej nie teraz.


- Chodźcie, chodźcie na spacer. Wszystko opowiem - jęknąłem, nie widząc innego wyjścia z tej sytuacji. Kilka minut później spacerowaliśmy po Winchester.

Samanta z dumą opowiedziała pierwszą część mojej historii. Nialler słuchał jej z uwagą. Zastanawiałem się, czy to dlatego, że mówiła Sammy czy dlatego, że była o mnie. W każdym bądź razie nie był bardzo zszokowany, co podniosło mnie na duchu. Nie krytykował mojego zachowania. Wręcz przeciwnie - wspierał mnie w dążeniu do odkrycia tych dziwnych tajemnic. Czułem się o niebo lepiej. Nadeszła pora na część drugą… czyli to, co zdarzyło się od momentu, gdy uciekłem ze szkoły. Teoretycznie nie było tego aż tak wiele. Fakt, że Loczek podczas mojej nieobecności doprowadził się do krytycznego stanu wywoływał u mnie dziwne poczucie winy. Po prostu miałem świadomość, że gdyby nie mój wyjazd to wszystko potoczyło by się inaczej. Lepiej.


 Gdy zakończyłem opowieść, moi przyjaciele uznali, że muszę z nim jak najszybciej porozmawiać. Uświadomili mi, że to mogło skończyć się o wiele, wiele gorzej. Nie rozumieli… nie rozumieli, że on ciągle milczy. Nie rozumieli, że jedyne co było dane mi usłyszeć to trzy ciche słowa.


Wróciliśmy do dworku. Zarzuciłem swoją rękę na szyję Nialler’a jak to zawsze miałem w zwyczaju, a Samanta dreptała obok nas. Natchnęło mnie i znów spojrzałem w okno od pokoju Harry'ego. Stał tam. Patrzył na mnie. Jego twarz ani trochę nie wydobrzała. Nadal miał podkrążone oczy. Nadal wyglądał jak siedem nieszczęść. A ja poczułem się okropnie źle. Chciało mi się płakać, miałem ochotę wbiec na górę, przytulić go z całych sił i przeprosić za wszystko. Wszystko… czyli co?


- No idź Lou… idź! On cię potrzebuje… - głos Samanty wyrwał mnie z zamyślenia. Spojrzałem na Horan’a. Skinął głową i wyszczerzył się w najszczerszym uśmiechu na świecie. To było dla mnie ewidentne potwierdzenie tego, co powiedziała przed chwilą Sammy. Nie czekałem dłużej. W minutę znalazłem się pod jego drzwiami. Delikatnie je uchyliłem i spostrzegłem, że łóżko jest puste. Zdecydowanym krokiem wyruszyłem w głąb pomieszczenia. Stał przy oknie, wpatrywał się prawdopodobnie w to dziwne miejsce, którego nigdy nie potrafiłem zlokalizować. Podszedłem bliżej. Miałem wrażenie, że nie słyszy, że tu jestem. Położyłem dłoń na jego ramieniu. Zadrżał, ale nie obrócił się. Musiał wiedzieć, musiał po prostu czuć, że to ja. Zrobiło mi się słabo, bowiem jego ręce znów spowijały cienkie stróżki krwi. Objąłem go od tyłu i przytuliłem się do jego pleców, po czym moje usta musnęły jego kark. Nadal drżał. Czułem się jakby stado motylków rozrywało mnie od środka. Odwróciłem go w swoją stronę i spojrzałem głęboko w oczy.

Były okropnie smutne. Pełne lęku, strachu i przerażenia. 

Podniosłem jego ręce w górę i koszulką otarłem czerwoną ciecz.

- Harreh, dlaczego ? - szepnąłem, ale on spuścił wzrok. Próbował wyrwać się, ale zacisnąłem mocniej swoje palce na jego nadgarstku. Z pewnością bolało, bo syknął tak przeciągle, że jego głos rozszedł się po całym pokoju.

- Przepraszam… chcę ci pomóc Hazz… tylko nie wiem jak - odparłem niepewnie przysuwając swoją głowę do jego klatki piersiowej. Tym razem dałem mu się wyswobodzić z uścisku..


Skulił się i opadł na podłogę, a mój mózg zarejestrował tylko jego łzy i kolejne trzy ciche słowa: "Loueh ratuj mnie.. "


____________________________________________________________________________________________
Siema :) jestem z szósteczką! Mam nadzieję, że się cieszycie. :) Chcę przypomnieć, że prędkość dodawania rozdziałów zależy od Was :) jeśli będę widziała, że tu jesteście - mogą one pojawiać się na prawdę szybciej. Ahhmm, powitajcie Margę , która dziś oficjalnie została moją Betą <3 Potrzebowałam kogoś takiego. :*


Autorka: @natsdirection
Korekta językowa: @MargaaStyles


A i jeszcze jedno! :D Chciałam Wam polecić pewnego bloga, który startuje już niebawem. ( 29 sierpnia 1 rozdział ) Opis możecie znaleźć na http://choicetotake.tumblr.com :) aut. - @MargaaStyles ! :) na prawdę WARTO :) 


+ zapraszam na mojego nowego bloga, jest już prolog Larry&Niam ->http://heavenlyvoicex.blogspot.com  :)

bye! :*

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Chapter 5.

ROK 2090

Im bardziej zagłębiałam się w pamiętniku Louisa tym bardziej stawałam się uzależniona od jego historii. W mojej głowie pojawiła się setka pytań i brak odpowiedzi. Zastanawiałam się, czy na końcu tego notesu dowiem się prawdy. No, bo co jeśli nie zdążył napisać wszystkiego? Albo kilka kartek zawieruszyło się gdzieś na zawsze? Co wtedy? Chyba nie mogłabym zasnąć nie dokańczając tej niesamowitej lektury. I co najlepsze - choć na moment zapomniałam o śmierci mojego najukochańszego chłopaka. Ktoś sprawił mi na prawdę cudowny prezent. Gdybym mogła podziękować Ci Louis to uwierz, że z pewnością bym to zrobiła. Nie zdaje sobie sprawy jak ta opowieść odmieni moje życie. Tymczasem kolejne kartki czekają..




26 października 1990 rok



Drogi pamiętniku!


Poprzedniej nocy prawie w ogóle nie spałem. Nie potrafiłem zmrużyć oka. Ciągle zastanawiałem się nad tą dziwną wiadomością. Byłem prawie pewny, że to Harry. Zayn i Liam budzili się kilka razy pytając mnie czy aby napewno dobrze się czuję. Może i fizycznie tak było, ale psychicznie niekoniecznie. Może to wszystko z tęsknoty i niepewności? Nie wiem sam. Cholernie mi źle z faktem, że ja muszę uczęszczać do tej nawiedzonej szkoły, a Harry siedzi sam w Winchester i w dodatku potrzebuje mojej pomocy..

..wszystko nie tak!

Zmęczony całonocnym myśleniem wyszedłem na śniadanie. Chłopcy spali, więc nie miałem nawet z kim porozmawiać. Na szczęście spotkałem na korytarzu Samantę. Już z daleka widziałem, że zmierza do.. mnie. Gdy podeszła bliżej zauważyłem, że ma całe zapuchnięte oczy. Widocznie nie tylko ja miałem ciężką noc.

- Sam, Sammy ? Co się stało ? - szepnąłem i przytuliłem ją najmocniej na świecie. Było mi tak cholernie smutno widząc ją w takim stanie.

- Lou.. On.. On zerwał ze mną. - odpowiedziała przez łzy i zacisnęła kurczowo dłonie na mojej klatce piersiowej. Ludzie, którzy teraz nas mijali mieli idealny dowód na to, że jednak coś nas łączy. Ale ja nadal miałem to gdzieś.

- Jak to zerwał? Przecież byliście zaręczeni.. - odparłem zdezorientowany i szybkim krokiem wyruszyłem na dziedziniec ciągnąc ją za sobą. - Uspokój się, wszystko mi opowiesz..

- Pod jednym warunkiem. - zaprotestowała, co mnie cholernie zdziwiło, ale jednocześnie byłem ciekawy o co może chodzić. - Opowiem, jeżeli Ty wyjaśnisz co z Tobą.

Zatkało mnie, poczułem jak sztywnieją mi wszystkie mięśnie.

- Ale, co ze mną ? - udawałem, mając nadzieję, że jednak uwierzy w moją niewinność.

- Tommo, błagam. Odkąd przyjechałeś jesteś rozkojarzony, bujasz w obłokach czy za kimś tęsknisz? - trafiła w mój słaby punkt. Usiadłem na kamienistym murku podwijając pod siebie nogi i skinąłem głową.

Nie miałem wyjścia. Przyjaźń wymaga szczerości, a tak właśnie postrzegałem nasze relacje, więc musiałem wyjaśnić jej wszystko. Musiałem? Chyba bardziej chciałem..

- Ty pierwsza. - sapnąłem, przecierając mokre czoło.

Samanta jest gadułą, więc jej opowieść trwała na prawdę długo. Dzięki temu, że mam podzielną uwagę mogłem słuchać i zastanawiać się, co jej powiem jednocześnie. Taki dar. Jednak Bóg o mnie nie zapomniał mimo, że nieraz miewałem inne wrażenie. No cóż. Gdy w końcu wyjaśniło się jak zachował się wobec niej ten bydlak poczułem narastające ciśnienie.

- Zostawił Cię, bo wyjechałaś do szkoły ? - parsknąłem cicho, na co ona tylko odpowiedziała spojrzeniem.

Było mi jej tak cholernie szkoda. Piękna i w dodatku utalentowana dziewczyna, co miałem okazję zobaczyć podczas zajęć artystycznych w czwartkowe popołudnia, a ten kretyn zerwał z nią, bo chciała się dalej kształcić. - Nie był Ciebie wart Sammy - mruknąłem przytulając ją do siebie.

- Teraz Ty - zmieniła temat powodując, że na moich policzkach pojawiły się rumieńce. - no, co Louis ? Umowa to umowa.

Teoretycznie nie miałem wyjścia. Praktycznie mogłem uciec.

Zostałem. Dłonie drżały mi niesamowicie, co udało jej się zauważyć, bo uśmiechnęła się do mnie zachęcająco.

- Jest ktoś, kto na Ciebie czeka? - spytała. - No wiesz.. tam.. w Winchester.

- Myślę, że tak.. chyba tak, nie wiem sam... - odparłem zgodnie z prawdą. Mimo, iż przed samym wyjazdem dane było mi usłyszeć z jego ust tą krótką prośbę nie wiedziałem, czy Loczek nadal trwa w oczekiwaniach na mój przyjazd. Minęło tyle czasu, wiele mogło się zmienić.

- I co dalej ? Kochasz tego kogoś? - mruknęła, nie chcąc mnie pośpieszać.

I wtedy wszelkie bariery puściły. Po prostu nie wytrzymałem i zacząłem opowiadać. Opowiadać od samego początku. Dzieciństwo, Niall, tragedia rodziców, mieszkanie z dziadkiem, jego śmierć, przeprowadzka, przyjazd tutaj.

Opisałem jej każdy szczegół. Opisałem jej nawet jak się czułem, gdy moja skóra zetknęła się ze skórą Harry'ego, jak się czułem, gdy jego oczy drażniły moje źrenice, jak się czułem, gdy jego palce splotły moje..
Sądziłem, że zostanę wyśmiany, bądź co gorsza odrzucony. Ale nie. Sammy taka nie jest. Ku mojemu zdziwieniu jej oczy zabłysnęły, a na ustach pojawił się szczery banan.

- Sądzę Louie, że On jest dla Ciebie bardzo ważny.. - szepnęła, uświadamiając mi tym samym, że to prawda.

- Po prostu chciałbym mu pomóc Sam. - oświadczyłem unosząc ramiona w niepewności. Moja historia była dziwna. Blondyna miała powód do płaczu, ale ja ? Ja nie powinienem się dołować.. a jednak moja skomplikowana natura wyczyniała wybryki nie tylko w moim umyśle, ale i sercu.

Czy to znaczy, że jestem.. czy to znaczy, że zakochałem się w nim?

- Myślę, żę powinieneś do niego jechać Lou. - mruknęła mi do ucha. Początkowo przytaknąłem na jej słowa nie zdając sobie sprawy z tego, co powiedziała. Po chwili dotarło to do mnie ze zdwojoną siłą.

- Zwariowałaś? Nie dostanę przepustki, poza tym wujek się zdenerwuje.. - jęknąłem robiąc krzywą minę.

- Co jest dla Ciebie ważniejsze ? - postawiła mnie przy ścianie. Wtedy wiedziałem, że muszę biec się pakować.

I tak oto wskoczyłem do pokoju budząc Liama i Zayna i oświadczając im, że uciekam.. na jakiś czas. Początkowo myśleli, że żartuję, ale gdy zobaczyli stojącą w drzwiach Samantę ich twarze zmieniły swój wyraz.

- Uciekasz z blondi? - wybałuszył oczy Zayn, na co Liam klepnął go w plecy, mówiąc mi, że to nierozważne.
Ile czasu zajęło mi tłumaczenie im, że Sam mi tylko pomaga, a uciekam sam. Te niedowiarki są na prawdę upierdliwe. Obiecali mnie kryć. Nie wiem jak długo, ale obiecali.. Dzięki Bogu dziś nie było żadnych zajęć, wiec miałem jeden dzień do przodu. Kolejnym szczęściem było to, że stacja kolejowa znajdowała się na prawdę blisko budynku szkoły.

I tak oto jestem. Siedzę w pociągu, piszę. I już niedługo zobaczę się z Harrym.

27 października 1990 rok

Drogi pamiętniku!

Dojechałem do Winchester. Niestety tym razem nikt na mnie nie czekał, więc trasę z dworca do domu wujka musiałem odbyć pieszo, a niestety nie jest to wcale bliziutko. Po dwugodzinnej wędrowce moim oczom ukazał się upragniony dworek. Czym prędzej wbiegłem na werandę i rzuciłem swój plecak w kąt. Chwyciłem klamkę, jednak.. drzwi były zamknięte. Okrążyłem dom z nadzieją, że kogoś znajdę. Pustka. Wpadł mi do głowy pomysł sprawdzenia ławeczki nad stawem. Dreptałem po suchej trawie z nadzieją, że zastanę tam lokowatą czuprynę.

Czy moja ucieczka nie była tego warta ?

Niestety.. Harry'ego również tam nie było. Załamałem się. Moje starania pójdą na marne?

Usiadłem na schodach i wyjąłem pamiętnik. Właśnie piszę, co czuje i odliczam czas jaki już tu siedzę. Mam dość, wierzę, że zaraz przyjadą, przecież nie mogli wszyscy ot tak sobie zniknąć.

Czas okropnie się dłużył, a ja nie umiałem usiedzieć w miejscu. W pewnym momencie ujrzałem uchylone okno na parterze. Wujek, by się nie wkurzył prawda?

Byłem głodny, zmęczony. Na pewno nie miałby nic przeciwko. Bez problemu udało mi się przedostać do kuchni, a potem do łazienki. Wziąłem prędko prysznic i skierowałem się do salonu. Wszędzie były porozrzucane jakieś stare gazety i ulotki. Na, co drugiej widniał napis 'klinika Clinton'. Przeraziłem się.

Czyżby wujek się na coś leczył?

Nagle usłyszałem zgrzyt klucza. Tylko tego mi brakowało! Niestety nie doczytałem ulotki, bo ktoś wszedł do korytarza. Ciche, delikatne kroki wypełniły całą przestrzeń. To z pewnością nie był Filip. Odetchnąłem. Moje oczy zarejestrowały kruchą postać.

- Harry ? - głos Eleanor dotarł do moich uszu. - Ale mnie przestraszyłeś.

Nie potrafię opisać jaką ulgę poczułem, gdy okazało się, że to służka. I w dodatku ta służka.

- Co Ty tu robisz? Nie miałeś być czasem w szkole z inter.. - nie dokończyła, bo przerwałem jej pytaniem, gdzie są wszyscy, a zwłaszcza Harry.

Posmutniała.

- Co? - krzyknąłem zdenerwowany podczas, gdy ona nadal milczała.

- Nie jest z nim najlepiej, ale ja nie mogę nic mówić. - szepnęła jakby bojąc się, że ktoś może usłyszeć mimo, że domu był całkiem pusty.

- Eleanor błagam. Uciekam ze szkoły, okłamuję przyjaciół, idę pieszo tyle drogi, a Ty mówisz mi, że wszystko na marne? - odparłem drżącym głosem, na co ona nie mogła pozostać obojętna.

- Niedługo tu będą.. poczekaj to może dowiesz się coś więcej. Ja na prawdę nie mogę, chociaż cholernie bym chciała. - odpowiedziała i udała się w kierunku kuchni.

- Dziękuje! - krzyknąłem po chwili namysłu i usiadłem na werandzie oczekując przyjazdu wujka.

Minęło chyba sporo czasu, bo się zdrzemnąłem. Obudził mnie dźwięk nadjeżdżającego samochodu. Przetarłem oczy i obserwowałem wszystko z góry. Filip jeszcze nie wiedział, że tu jestem.

Wysiadł z auta. Wyglądał na zatroskanego. Wyglądał jakby właśnie zawalił mu się świat. Oczekiwałem, aż wyskoczy z tylnego siedzenia ta bujna czupryna, ale nic się nie działo. Za chwilę podjechał drugi samochód.. jakiś bardziej wyspecjalizowany. Drzwi się otworzyły. Filip z pomocą jakiegoś mężczyzny wziął na ręce owiniętego w kremowy koc Harry'ego.

Moje serce roztrzaskało się na drobne kawałeczki.

Co się stało?

Gdy go nieśli do środka zauważyłem zabandażowane ręce.. od nadgarstków po same łokcie.
Ponowiłem w swojej głowie pytanie : co się stało?

Wujek, gdy mnie zobaczył nawet nie wyglądał na złego. Widocznie nie miał już siły. Wrócił po chwili na werandę pytając mnie co tu robię. Ściemniłem mu jakąś bajeczkę, która wiedziałem, że i tak nie przejdzie.

- A tak na prawdę, Louis ? - spytał, a ja się zarumieniłem.

- Co się stało Harry'emu ? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie, na co chyba nieco się zdenerwował.

- Nie powinieneś tu być.. nie teraz. - mruknął jakby sam do siebie, ale mój słuch był niezawodny.

- To dlatego wysłałeś mnie do tej pieprzonej szkoły, to wszystko dlatego? - krzyknąłem pełen złości. - Wyjaśnij mi w końcu, co tu jest grane!

A on zwyczajnie odszedł.. zniknął w swoim gabinecie.. pogrążając się pewnie w kolejnych smutkach. Czułem lekką woń alkoholu. Czyżby też sobie nie radził? Wcale nie byłem na niego zły. Bardziej na siebie, że w ogóle wyjechałem.. gdybym tu był to Harry byłby bezpieczny.. nic złego nie mogłoby mu się przydarzyć.

_

- Harry.. Harreh - szeptałem klęcząc nad jego łóżkiem. Blada twarz idealnie dopasowała się do lekko kremowej pościeli. Jedyny kontrast tworzyły delikatne loczki opadające na ogromną poduszkę. - Harry odezwij się.

Był nieprzytomny. Na ten widok bolało mnie serce. Nagle w pokoju pojawiła się Eleanor. Przyniosła herbatę i prosiła, abym się nim zajął. Wcale nie musiała tego robić. I bez jej gadaniny siedziałbym przy nim cały czas.
Robiło się już ciemno, a on nadal spał. Zaczynałem się poważnie martwić. Rozwinąłem jeden z jego bandaży, który znacznie się poluzował.

Spojrzałem na to, co przeraziło mnie o stokroć mocniej niż jego smutna twarz. Cała dłoń od nadgarstka po łokieć pokryta głębokimi sznytami. Byłem pewien, że druga ręka kryje to samo. Zacząłem delikatnie całować każdą ranę. Tak delikatnie by nie sprawić mu bólu. Były świeże. Były zrobione z precyzją.. musiał to idealnie sobie zaplanować. Ale dlaczego?

Muskałem ustami każdą kreskę. To musiało na prawdę boleć. Gdy dochodziłem do łokcia jego z pewnością ciężkie powieki uniosły się w górę ukazując wspaniałą seledynową barwę. Spojrzał na mnie i wyszeptał: "Lou?"
__________________________________________________________________________________

Siema:*:) dokładnie miesiąc mnie tu nie było. Myślałam, że już o mnie zapomnieliście, ale fajnie przeczytać od Was pytania, czy na TSW pojawi się coś nowego. 10 dni lipca minęło mi szybko i jakoś nie miałam weny pisać tu nic, a potem przez dwa tygodnie byłam na wakacjach, poza zasięgiem.. dlatego to wszystko tak wyszło. Stęskniliście się? Rozdział może nie jest najdłuższy, aczkolwiek trochę się dzieje. Musicie mi to wybaczyć, bowiem dziś w ogóle nie spałam. W nocy prowadziłam interesująca konwersację z Miką, po czym napisałam dającego do myślenia ONE SHOTA o Larrym, którego możecie przeczytać tu -> KLIK ( uprzedzam, że nie ręczę za uszczerbki na zdrowiu :* jestem już na dwóch kawach, skończyłam go pisać po 5 nad ranem xd ) Dzięki za wszystko! Kolejny rozdział pojawi się jak zobaczę, że ktokolwiek jeszcze to czyta! :)