ROK 2090
Przerwałam lekturę pamiętnika i zamykając oczy, odchyliłam głowę do tyłu. Przypomniałam sobie moje ostatnie spotkanie z kimś, kto był dla mnie cały światem. Przypomniałam sobie jego wiecznie błyszczące, błękitne tęczówki i ten wspaniały uśmiech, który nigdy nie znikał.
A jednak zniknął...
Dzień jego śmierci był najgorszym dniem mojego życia. Nie wiem, czy w wyobraźni człowieka istnieje coś bardziej przytłaczającego. Dla mnie to był definitywny koniec. Niestety nadal muszę oddychać, nadal stawiam czoła codzienności, która mimo pozorów wcale nie jest łatwa do pokonania. Antidotum: zapomnieć lub się zakochać.
Tego pierwszego uczynić nie mogę. Nie chcę zapominać ciepła jego serca, dotyku jego rąk. Nie chcę nie pamiętać tego, jak wspaniałym był człowiekiem i jak wiele mu zawdzięczam.
Zakochać się? Nierealne. On żyje w moim sercu i nie mogę w tym momencie uwierzyć, że kiedykolwiek znajdzie się miejsce dla kogoś... innego.
Zauważyłam, że przeczytałam już większą część notesu Louis'ego. Postanowiłam dokończyć go jeszcze tego dnia, by nie musieć zastanawiać się w nocy, co będzie dalej z ich... miłością.
9 grudnia 1990 rok
Drogi pamiętniku!
Gdy się obudziłem Harry stał przy oknie i delikatnie, opuszkiem palca wskazującego sunął po zaparowanej szybie. Prawdopodobnie coś rysował, niestety z takiej odległości nie byłem w stanie dobrze się przyjrzeć. Odkryłem kołdrę i zeskoczyłem z łóżka, a on natychmiast zmazał to, co udało mu się wcześniej namalować. Skrzywiłem się nieco, ale nie dałem po sobie poznać zawodu. Bardzo chciałem wiedzieć, co skłoniło go do refleksji, ale jak się wcześniej domyśliłem nie było mi to dane. Podszedłem do niego i musnąłem leciutko skórę jego szyi. Nie zadrżał, byłem ciepły i delikatny.
- Dzień dobry Aniołku.. - szepnąłem otulając go z całych sił. - Piękną porę roku mamy, prawda? - dodałem wskazując na widok za oknem, ale twarz Harry'ego minimalnie uległa zmianie. Już nie widniał na niej drobny uśmiech. Wypisane było raczej przerażenie i smutek. Nie miałem pojęcia, co powiedziałem nie tak, dlatego próbowałem go uspokoić pocierając zewnętrzną stroną dłoni po jego ramionach. Efekt murowany. W przeciągu kilku minut wyluzował się totalnie i odpłynął w moich objęciach.
Zeszliśmy na śniadanie, a wujek powitał nas intrygującym uśmiechem. Zastanawiałem się, co jest grane, ale nie zamierzałem zadawać pytań. Myślą, która ostatnimi czasy utrzymywała mnie przy poprawnym funkcjonowaniu było: czas pokaże. I zdecydowałem, że będę się tego trzymał.
Eleanor również emanowała szczęściem. Nie miałem pojęcia, o co chodzi. Tłumaczyłem sobie to poprawą stanu zdrowia Harry'ego i to na razie musiało mi wystarczyć. Na razie.
Czas leci niesamowicie szybko. Już niedługo święta, a u nas w dworku przygotowania idą pełną parą. Jedna z moich ulubionych kucharek zabrała się już za pieczenie pierniczków. Uwielbiam je podjadać, to takie pyszne! Z Harrym jest raczej okej. Wprawdzie nic nie mówi, ciągle milczy.. ale stale inicjuje nasze zbliżenia. Jest ich co raz więcej, początkowo wydawało mi się, że tak działa moja wyobraźnia, ale przekonałem się, że udział Loczka w tej grze jest równie duży, co mój. Cóż, nie wiem, co myśleć..
Chciałbym znać prawdę, chciałbym mu powiedzieć wszystko to, co czuję, ale wcale nie jestem pewien, jak mógłby to odebrać. Nie chcę, by mnie źle zrozumiał.
Wczoraj na przykład przyparł mnie do szafy w korytarzu i tak szaleńczo wodził rękoma po moim ciele, że nie potrafiłem się powstrzymać przed pocałowaniem go. Ciągle mnie prowokuje. Jest okropny! Żartuje! Jest cudowny, najcudowniejszy! Nie mogę go stracić...
- Harry... ekhm...powiesz mi co masz na rękach? - szepnąłem cicho wtulając nos w jego pachnące jabłkami włosy. - To naprawdę nie w porządku Harry, że się nie odzywasz do mnie.
Kilka minut ciszy.
Kaszlnięcie.
- Harry, nie rozumiem.. proszę powiedz coś. Powiedz mi, co masz na rękach. Nie jestem tego wart? - zaszantażowałem go lekko, a on drgnął, odwrócił się i spojrzał głęboko w moje oczy. Poczułem się źle, a on nie przerywał tego transu. - Harry, co masz na rękach? - powtórzyłem stanowczo, a on zaskomlał.
- Nic ważnego, Louis. - mruknął zrywając nasz kontakt wzrokowy i uciekając spojrzeniem w drugi kąt pokoju.
Dla niego rozmowa była skończona, dla mnie to był dopiero początek.
- Oszalałeś? Jak możesz tak mówić? Jak możesz mówić, że to nie jest ważne? Już nie wiem, co mam zrobić, byś mi uwierzył, nie wiem, co mam zrobić, żebyś zrozumiał, ze jestem tu, że jestem tu dla Ciebie. - krzyczałem zrzucając z szafki idealnie ułożone sterty ubrań.
Harry stał i z kamienną twarzą przyglądał się moim poczynaniom. Nie zrobił nic, aby mnie zatrzymać, a ja w końcu musiałem dać upust emocjom. W końcu też jestem tylko człowiekiem. Skuliłem się przy drzwiach i łkając cicho, szeptałem pod nosem: co mam zrobić Harreh, byś mi zaufał.. co mam zrobić...
Wtedy On chciał podejść, objąć mnie.. uciekłem ocierając kolejną łzę. A w oddali słychać było tylko ciche: - Ufam Ci, Louis...
11 grudnia 1990 rok
Drogi pamiętniku!
Czas leci niesamowicie szybko. Już niedługo święta, a u nas w dworku przygotowania idą pełną parą. Jedna z moich ulubionych kucharek zabrała się już za pieczenie pierniczków. Uwielbiam je podjadać, to takie pyszne! Z Harrym jest raczej okej. Wprawdzie nic nie mówi, ciągle milczy.. ale stale inicjuje nasze zbliżenia. Jest ich co raz więcej, początkowo wydawało mi się, że tak działa moja wyobraźnia, ale przekonałem się, że udział Loczka w tej grze jest równie duży, co mój. Cóż, nie wiem, co myśleć..
Chciałbym znać prawdę, chciałbym mu powiedzieć wszystko to, co czuję, ale wcale nie jestem pewien, jak mógłby to odebrać. Nie chcę, by mnie źle zrozumiał.
Wczoraj na przykład przyparł mnie do szafy w korytarzu i tak szaleńczo wodził rękoma po moim ciele, że nie potrafiłem się powstrzymać przed pocałowaniem go. Ciągle mnie prowokuje. Jest okropny! Żartuje! Jest cudowny, najcudowniejszy! Nie mogę go stracić...
12 grudnia 1990 rok
Drogi pamiętniku!
- Harry... ekhm...powiesz mi co masz na rękach? - szepnąłem cicho wtulając nos w jego pachnące jabłkami włosy. - To naprawdę nie w porządku Harry, że się nie odzywasz do mnie.
Kilka minut ciszy.
Kaszlnięcie.
- Harry, nie rozumiem.. proszę powiedz coś. Powiedz mi, co masz na rękach. Nie jestem tego wart? - zaszantażowałem go lekko, a on drgnął, odwrócił się i spojrzał głęboko w moje oczy. Poczułem się źle, a on nie przerywał tego transu. - Harry, co masz na rękach? - powtórzyłem stanowczo, a on zaskomlał.
- Nic ważnego, Louis. - mruknął zrywając nasz kontakt wzrokowy i uciekając spojrzeniem w drugi kąt pokoju.
Dla niego rozmowa była skończona, dla mnie to był dopiero początek.
- Oszalałeś? Jak możesz tak mówić? Jak możesz mówić, że to nie jest ważne? Już nie wiem, co mam zrobić, byś mi uwierzył, nie wiem, co mam zrobić, żebyś zrozumiał, ze jestem tu, że jestem tu dla Ciebie. - krzyczałem zrzucając z szafki idealnie ułożone sterty ubrań.
Harry stał i z kamienną twarzą przyglądał się moim poczynaniom. Nie zrobił nic, aby mnie zatrzymać, a ja w końcu musiałem dać upust emocjom. W końcu też jestem tylko człowiekiem. Skuliłem się przy drzwiach i łkając cicho, szeptałem pod nosem: co mam zrobić Harreh, byś mi zaufał.. co mam zrobić...
Wtedy On chciał podejść, objąć mnie.. uciekłem ocierając kolejną łzę. A w oddali słychać było tylko ciche: - Ufam Ci, Louis...
13 grudnia 1990 rok
Drogi pamiętniku!
Drogi pamiętniku!
Drogi pamiętniku!
" I znowu zmroziło mnie przeczucie czegoś nieodwołalnego. Nie słyszeć więcej jego śmiechu – ta myśl mnie zadręczała. Ten śmiech był dla mnie jak studnia na pustyni.
– Mały przyjacielu, chcę usłyszeć twój śmiech. "
~ Antoine de Saint-Exupéry
Drogi pamiętniku!
Drogi pamiętniku!
Drogi pamiętniku!
- Potrzebuję jeszcze działki. - mruknęła mi w szyję, a wtedy zaświtało mi w głowie. Poprosiłem ją o chwilę czasu i pobiegłem w głąb sali, aby odnaleźć moich współlokatorów.
Drogi pamiętniku!
Spakowałem się z samego rana i oświadczyłem wujkowi, że jadę do szkoły. Nie miałem ochoty być tutaj. Pierwszy raz odkąd zawitałem do Winchester wiara w to, że może być lepiej zniknęła. Zwątpiłem w siebie, w Harry'ego, w szczęście i we wszystko, w czym ostatnimi czasy pokładałem nadzieję. Nastał ciężki moment mojej egzystencji..
Nie pożegnałem się z nim oficjalnie, nie stanąłem w jego drzwiach i nie wyciągnąłem szeroko rąk do słodkiego przytulaska. Nie. Wszedłem po cichu. Spał. Ucałowałem jego policzek, zmierzwiłem lekko włosy i w ogromnej złości zniknąłem z dworku. Limuzyna czekała.
Zanim wsiadłem spojrzałem na okno od jego pokoju. Firanka lekko się poruszyła. Czułem, że tak będzie. Czułem, że się obudzi. Posłałem mu niewidzialny uśmiech i wsiadłem do samochodu.
Podróż była długa i męcząca, ale gdy zawitałem do internatu wszystko wróciło do normy. Mniej więcej. Samanty nie było, bo wyjechała gdzieś z Niall'em, a Zayn i Liam flirtowali z jakimiś dziewczynami. Prędko do nich podbiegłem i dołączyłem do rozmowy zapominając na chwilę o kłopotach.
14 grudnia 1990 rok
Dziś dzień pełen nauki, nie mam na nic czasu.
16 grudnia 1990 rok
" I znowu zmroziło mnie przeczucie czegoś nieodwołalnego. Nie słyszeć więcej jego śmiechu – ta myśl mnie zadręczała. Ten śmiech był dla mnie jak studnia na pustyni.
– Mały przyjacielu, chcę usłyszeć twój śmiech. "
~ Antoine de Saint-Exupéry
17 grudnia 1990 rok
To boli, to cholernie boli. Martwię się, jestem pieprzonym egoistą. Uciekłem, bo się bałem. Zostawiłem go samego z tym wszystkim. Zniknąłem. Jestem egoistą. Mam dość swoich słabości. Tak bardzo go kocham... Gdybym mógł wyrwałbym się stąd, ale utknąłem aż do 22 grudnia, a to jeszcze pięć dni. Cholerne pięć dni!
18 grudnia 1990 rok
4 dni. 4 dni. cztery dni. 4 days. Harry...
20 grudnia 1990 rok
Dziś sobota. W poniedziałek wracam do Winchester. Za oknem jest już totalnie biało i zima zawitała do nas na dobre. Sądzę, że szybko nie pozbędziemy się tego śniegu. To pierwszy od kilkunastu lat przypadek, gdy spadł w tak dużych ilościach. Dodatkowo temperatura na zewnątrz jest wyjątkowo niska. Jest bardzo mroźnie. Kocham tę porę roku, ale to lekka przesada. Muszę zaopatrzyć się w jakieś ciepłe futerko. Wieczorem w szkolnej auli odbywa się zabawa pożegnalna z racji tego, że rozjeżdżamy się wszyscy na święta do domów.
Lecę się szykować, bo chyba nie dadzą mi spokoju jeśli zostanę w internacie.
________
- Lou, widzimy się za godzinę pod aulą, okej? - szepnął Liam, gdy zapinałem guziki od mojej ulubionej, niebieskiej koszuli.
- Z-za godzinę? Dlaczego? - odpowiedziałem zdziwiony i podniosłem wzrok na parę przyjaciół.
- Bo.. musimy odebrać coś.. - zaczął Malik. - od.. kogoś.
- Nie rozumiem. - mruknąłem pod nosem, ale nie wgłębiałem się w szczegóły, było mi naprawdę wszystko jedno. - Okej to za godzinę. Poczytam coś..
- Louis! - krzyknął Zayn, a ja poderwałem się do góry. - Wiem, że jesteś bardzo ambitny, ale chociaż w sobotę przed świętami odpuść sobie..
- To.. co mam robić? - spytałem, czując się jak pięcioletnie dziecko.
- Dobra, chodź z nami! - jęknął Payne i wywrócił oczami, a ja sięgnąłem po moją katanę i już po minucie byliśmy na korytarzu.
Staliśmy na mrozie dobre kilkanaście minut. Nie rozumiałem, dlaczego to robimy, ani na co czekamy. Moje palce stawały się co raz bardziej sine, a na myśl przychodził mi drżący Harry. Chciałem zapomnieć, odstresować się...
I wtedy podjechał jakiś zielony van. Wysiadło z niego dwóch kolesi, jeden bardziej przypakowany wyglądał na groźnego przestępcę. Spojrzałem na Zayna, ale przyjaciel uspokoił mnie wzrokowo i mogłem odetchnąć.
- Ile?
- dwie działki. Tu masz kasę za ostatni towar.
- Młody, umawialiśmy się..
- Pamiętam, jak się umawialiśmy.
- Trzymam Cię za słowo, nie próbuj mnie wsypać
- Jasne, nara
Tak wyglądała rozmowa, którą udało mi się usłyszeć. Nie jestem pewien, czy brzmiała dokładnie tak samo, bo Liam, co chwile próbował odciągnąć moją uwagę i zagadywał mnie odnośnie szkoły, Samanty i Nialla.
- Wy chyba nie.. ? - mruknąłem niepewnie, ale w odpowiedzi dostałem tylko śmiech Zayna.
_______
Zabawa się rozkręcała, ale tylko ja nie miałem jakoś nastroju. Ciągle myślałem o tym, co się dzieje w dworku oraz o tym, jak będzie wyglądała moja przyszłość.
- Cześć piękny. - usłyszałem za plecami słodki, ale nieznany mi głos. - Słyszałam, że jesteś chętny...
- Źle słyszałaś. - odburknąłem i sięgnąłem po kolejny kieliszek. Dziewczyna zniknęła tak prędko, jak się pojawiła.
Miejsce obok zajęła wysoka brunetka z pięknymi, karmelowymi oczami. Wyjęła na blat lady kilka skrętów.
- Chcesz? - szepnęła w moją stronę, gdy zorientowała się, że ciągle przyglądam się temu, co robi.
- Nie dziękuje, nie jaram. - odparłem zgodnie z prawdą.
- Jasne, taki grzeczny chłopczyk, jak Ty w ogóle nic nie robi. - parsknęła i połknęła najpierw dwie różowe tabletki, a potem odpaliła skręta. W okół rozszedł się mało przyjemny, jak dla mnie zapach.
-Dobra daj. - szepnąłem, sam nie wierząc w to, co się dzieje. Zaciągnąłem się raz.. drugi, a potem to już nie liczyłem.
Zapomniałem o wszystkich troskach i ciągle było mi mało alkoholu.
- Jestem Taylor, a Ty? - przedstawiła się, a ja nie byłem w stanie podać jej nawet dłoni. - Dobra nie odpowiadaj. Wiem, kim jesteś Louis.
- Serio? To wspaniale. Pocałuj mnie. - odpowiedziałem, a ona jakby na to czekała. Naparła na moje usta i sprawiła mi wiele przyjemności...
- Potrzebuję jeszcze działki. - mruknęła mi w szyję, a wtedy zaświtało mi w głowie. Poprosiłem ją o chwilę czasu i pobiegłem w głąb sali, aby odnaleźć moich współlokatorów.
Liam spał przyćpany na kanapie w lewej części auli, ale Zayn nadal siętrzymał na nogach. Odciągnąłem go na bok i w skrócie wyjaśniłem o co chodzi. Początkowo był przeciwny, ale uznając zasadę CARPE DIEM oddał mi część swojego materiału.
Wróciłem do siedzącej przy barze Tay, a po kilku minutach narkotyk buszował po naszych wnętrzach. Było mi tak dobrze, że ośmieliłem się ją pocałować. I jeszcze raz, jeszcze, jeszcze...
Urwał mi się film. Później już tylko słyszałem głos Samanty, która odrywała mnie od Taylor i krótki pisk Liama na widok tego, w jakim stanie jestem.
- Zwariowałeś idioto? Myślisz tylko o sobie. Co z Harrym? Co z tym wszystkim? Wracam z Winchester, Louis. Nie jest dobrze! Ale Ty się bawisz w najlepsze! - krzyczała, a ja barrrrrdzooooo powoli przyjmowałem informacje. Mój umysł nadal był odurzony. Nadal nie mogłem skleić sensownego zdania.
- Harry? Co z nim? - szepnąłem mrużąc oczy. - Gdzie on jest?
Straciłem przytomność.
21 grudnia 1990 rok
Obudziłem się z ogromnym kacem i bólem głowy. W mojej głowie wirowało mnóstwo niedokończonych myśli, zaległych sprawy i pocałunków z zeszłej nocy. Nic nie było na swoim miejscu. Totalnie nic.
Usiadłem na łóżku i chwyciłem szklankę wody, która w jakiś magiczny sposób znalazła się przy moim posłaniu.
Liam nadal spał, ale Zayn już był na nogach. Nie mogłem ogarnąć, jak on tego dokonuje.
-To żeś wczoraj Tomlinson zaszalał! - krzyknął na powitanie, a na jego ustach pojawił się uśmieszek.
- Shhhh.. moja głowa. Nic nie pamiętam.. Co się działo?
- Długa i cięzka historia, Lou. - odparł chłopak i zniknął za drzwiami, a ja zasnąłem wtulony w poduszkę.
Gdy się obudziłem po raz drugi w pokoju nie było nikogo. Miażdżąca cisza ogarnęła całą moją przestrzeń. Czułem się spętany, ograniczony.. nagle obrazy z wczorajszego wieczoru zaczęły uderzać w mój umysł.
Poczułem się ohydnie. Poczułem się tak, jakbym zdradził Harry'ego. Poczułem się jak ostatni idiota. Gorzej, ale nie potrafię tego opisać. Jak mogłem dopuścić się do czegoś tak poniżającego.
Spojrzałem w lustro, brzydziłem się własnego odbicia. Nie mogłem na siebie patrzeć. Rzuciłem nim w kąt, a ono roztrzaskało się na kilkanaście kawałków. Czułem złość, smutek, nienawiść... wszystko na raz. WSZYSTKO.
Sięgnąłem do rozbitego szkła.
Jedna kreska, druga... no i trzecia, za Ciebie Harry, wiesz?
~ od autorki: prawdopodobnie przedostatni :)) buźka.