Od autorki:
Cześć, mamy rok 2015 i właśnie postanowiłam dodać II część epilogu do opowiadania,
które zaczęłam pisać w 2012, dziwnie się z tym czuję. Przede wszystkim
poprawiłam się w pisaniu, ale mam sentyment do tej historii, więc nie chcę jej
poprawiać, dlatego wybaczcie wszystkie błędy. Przepraszam też wszystkich, którzy czekali tak długo,
stracili nadzieję i tak dalej, ale DZIĘKUJE wszystkim, którzy tu byli,
komentowali, żyli ze mną i chłopcami w tym opowiadaniu. Nie wiem, co
powiedzieć, ale jak czytam te 400 komentarzy, mam ochotę płakać i właśnie dodaje to i płaczę.
Dziękuje! Jeśli ktoś miałby ochotę ze mną porozmawiać - @sarahioops (twitter), nie gryzę, słowo.
A niedługo zabieram się za kończenie opowiadania Never Give Up.
A niedługo zabieram się za kończenie opowiadania Never Give Up.
Jeżeli chcecie poczytać jakieś moje prace, jestem pod adresem: ffbynats.tumblr.com/tworczosc
W poprzedniej części
epilogu:
- Louis, wróć, Louis,
nie idź tam, Louis, proszę…Louis! – nierównomierne krzyki wzrastały aż kolana
Harry’ego poczuły grubą i mokrą warstwę śniegu. – Nie możesz, proszę… -
zapłakane oczy błagały, by Tomlinson stanął na twardym gruncie, ale jedyny
dźwięk, jaki mógł usłyszeć starszy chłopak, to pękająca tafla lodu…
Ciało Harry’ego przeszył dreszcz, wbijał paznokcie w śnieg pod swoimi nogami i
płakał dopóki nie zdał sobie sprawy, że Louisa nie ma na powierzchni. Złapał oddech
i wiedział, że teraz albo nigdy. Albo już nigdy nie ujrzy Louisa.
Przetarł mokre oczy, jego kolana drżały, jego skóra była
sina, a rzęsy pokrywały się białą powłoką. Na dworze było co najmniej dziesięć
stopni poniżej zera, a Louis właśnie wpadł pod taflę.
Harry wiedział, że tutaj rolę grają minuty. Wiedział, że
może zostać na bezpiecznym lądzie, pozwalając Louisowi umrzeć albo pokonać swój
strach i uratować go, zrobić to, czego nie zrobił kilka lat wcześniej.
W jakiś magiczny sposób los dał mu szansę naprawienia tego,
co spieprzył w przeszłości. Podniósł się na równe nogi i nie zważając, że ma
pod sobą staw, ruszył w stronę roztrzaskanego lodu.
W jego głowie panował totalny mętlik, bił się z myślami,
momentami płakał, choć sam nie miał pojęcia, czy w jego organizmie są jeszcze łzy.
Gdy dotarł na miejsce, ręka Louisa wystawała lekko z wody, więc w ostatnim
momencie pochwycił ją, próbując wyciągnąć ciało chłopaka na powierzchnię.
Starał się być ostrożny, lód mógł pęc w każdej chwili, a pod
ciężarem dwóch osób wydawało się być to nieuniknione. Harry nie miał jednak
wyboru, nie mógł pozwolić odejść kolejnej osobie, którą kochał nad życie. Nie
uratował Darcy, ale wiedział, że jest szansa, by Louis pozostał żywy.
Z trudem wydobył jego ciało, chłopak nie oddychał i Harry
czuł, że zaczyna panikować, gdy niewidzialna strzała uderzyła jego zmysły,
dając mu kopa do działania. Natychmiast zdjął z Louisa mokrą kurtkę i okrył go
swoją, pozostając w samej bluzce. Ułożył go w prawidłowej pozycji i rozpoczął
masaż serca, nie mógł czekać, nie mógł ciągnąć go do brzegu. Nie było na to
czasu.
To wszystko musiał być pierdolony żart, myślał Harry, gdy
słona ciecz przeciskała się przez jego powieki, przetarł czoło i wrócił do
reanimacji, Louis nie reagował.
- Pierdolony żart! – wrzasnął, ściskając rękę Louisa. –
Proszę, wróć, proszę. – niewiele brakowało mu do totalnego załamania się.
Przyłożył swoje usta do warg chłopaka i rozpoczął sztuczne
oddychanie. Robił wszystko prawidłowo, uciskał klatkę piersiową w dobrym
miejscu, dlaczego do cholery to nie działało?!
Szarpał swoje włosy i miał ochotę utonąć zaraz za Louisem,
nie wyobrażał sobie życia bez niego, nie teraz, nie po tym, co przeszli razem,
nie, nie było takiej opcji.
I wtedy Louis zaczął kaszleć, wypluwając całą wodę, która
dostała się do jego organizmu. Harry spojrzał zszokowany i pomógł mu unieść
głowę. W międzyczasie spojrzał w niebo i wyszeptał ciche ‘dziękuje, Darcy’.
- Harry?
- Louis, Louis, Boże, myślałem, że Cię straciłem, dlaczego mnie
nie słuchasz, Boże, tak się bałem, Louis, kocham Cię, rozumiesz? Nie możesz mi
robić takich rzeczy, ja nie wyobrażam sobie, że mogłoby Cię nie być, Lou. – tym
razem Harry naprawdę płakał w jego klatkę piersiową i nic nie miało już
znaczenia, nawet to, że znajdowali się na środku zamarzniętego (no może nie do
końca) stawu.
- To chyba najdłuższe zdanie, jakie wypowiedziałeś. –
zaśmiał się Louis, a Harry wziął go na ręce i stawiając delikatne kroki, dotarł
bezpiecznie do brzegu, ocierając czoło z przerażenia.
Później wszystko działo się zbyt szybko, pogotowie, szpital,
wujek, Eleanor.
Harry był jednak wdzięczny, że szansa, którą dostał nie
została zmarnowana.
24 grudnia 1990 rok
Drogi pamiętniku!
To kolejny raz, gdy budzę się w szpitalu, moje ręce jednak
nie są do niczego przywiązane, mam jedynie odmrożone palce, ale lekarze sobie z
tym radzą. Mówią, że spędziłem pod taflą zbyt dużo czasu i to cud, że żyję.
Ja myślę, że moim cudem jest Harry. Gdyby nie on prawdopodobnie
dzisiaj byłbym martwy. Piszę to ze łzami w oczach, bo wiem, jak wiele
zawdzięczam chłopcu, który odmienił moje życie. Nadał mu sens, kolor, a teraz
sprawił, że nadal tu jestem. Czy można chcieć więcej?
Harry śpi w fotelu obok mojego łóżka, jego włosy pozostają w
nieładzie, a napuchnięte usta przybrały kolor malin. Uwielbiam jego usta.
Uwielbiam jego całego.
Przecieram łzy, nie chcę, by ludzie widzieli mnie słabego,
ale to jest właśnie to, co miłość ze mną czyni. Czuję się słaby i silny,
odważny i nieśmiały, kochany…i mocno kochający.
Harry otworzył oczy. Nie rozmawialiśmy jeszcze od chwili
wypadku. Dopiszę resztę później.
~
- Wiem, że nie śpisz. – słowa Harry’ego powodują, że na
twarzy Louisa pojawia się uśmiech.
- Cześć.
- Cześć.
- Tęskniłem za Tobą. – mówi Harry, gdy wspina się na łóżko
szatyna i tuli głowę do jego klatki piersiowej. – Nigdy więcej mnie tak nie
zostawiaj, dobrze?
- Masz moje słowo. – na chwilę zapada cisza - Harry?
- Tak?
- Przepraszam. –brzmi naprawdę szczerze i Harry zaczyna
płakać, więc Louis też płacze, próbując otrzeć łzy z policzków młodszego. – Za wszystko.
- Zwariowałeś? Przepraszasz za uczucia, za to, że sprawiłeś,
iż moje życie po stracie Darcy nabrało znaczenia? To ja powinienem Ci
podziękować. – podciąga nosem, a Louis uśmiecha się przez łzy.
- Wiesz co? Bardzo chciałbym Cię teraz pocałować.
- Więc to zrób. – prosi Harry, a kim byłby Louis żeby
odmówić tak pięknej istocie.
Całują się długo i delikatnie, jakby wszystkie słowa, które
nie zostały jeszcze wypowiedziane są składnikami tego pocałunku. Pocałunek jest
przecież obietnicą, którą dzieli jedna dusza w dwóch ciałach, a obietnice są
cudowne i oni naprawdę chcą, by to była obietnica. Kiedy wreszcie zasapani odrywają
się od siebie, Louis zaciska swoje ramiona na ciele chłopca, jakby był to
ostatni raz, gdy się widzą.
- Harry?
- Tak?
- ja Ciebie też kocham.
27 grudnia 1990 rok
Drogi pamiętniku!
W końcu jestem w domu, przez ten cały wypadek ominęły nas
trochę święta, ale wujek prosił żebyśmy się tym nie martwili, bo najważniejsze,
że jestem zdrowy.
To chyba znaczy rodzina, prawda?
Siedziałem właśnie na werandzie otulony kilkoma kocami, gdy
Harry przyniósł nam gorącą czekoladę.
- Lubię Cię takiego, wiesz? – szepnąłem, odchylając koc, by
usiadł obok.
- Takiego? – przytulił się do mojego ciała, podając kubek.
Moje wargi spotkały się z ciepłym napojem.
- Szczęśliwego.
- Ty sprawiasz, że jestem szczęśliwy. Ja… - odłożył naczynia
na stół i podniósł twarz, by patrzeć mi w oczy. – Ja wiem, że nic nie będzie
teraz proste i że mamy wiele za sobą, a także wiele przed sobą, i wiem, że to
wszystko jest skomplikowane, ale wtedy…wtedy, gdy myślałem, że Cię straciłem,
ja…Louis…ja nie mogłem pogodzić się z myślą, że nigdy nie usłyszałeś ode mnie
tego, że Cię kocham, pokochałem Cię od pierwszego…od pierwszego momentu – Harry
zaczyna szlochać, więc sadzam go sobie na kolana, przez co on wsuwa swoją głowę
w zagłębienie mojej szyi i mruczy cicho.
- Spokojnie, Skarbie. Wiem to wszystko, wiem. – pocieram jego
plecy, a on drży. Przygryzam wargę, by się nie rozpłakać. Od czasu tego
incydentu stałem się okropnie wrażliwy.
- Louis…co teraz, co teraz będzie z nami?
- Hej, spójrz na mnie. Nie poddamy się, tak? Nie po to mnie
uratowałeś.
Harry uśmiecha się ciepło, więc pocieram jego boki, przez co
zaczyna cicho chichotać. Tak, zdecydowanie ma łaskotki.
Leżymy tak w swoich ramionach, gdy Eleanor przychodzi
zawołać nas do środka.
- Mogę Cię o coś zapytać? Zanim tam wejdziemy… - szepczę, jakby to była największa
tajemnica. Harry kiwa głową. – Jeśli nie chcesz to nie musisz odpowiadać.
- Odpowiem, żadnych tajemnic więcej, słowo.
- Co tak naprawdę zaszło między Tobą a Darcy? – pytam, nie patrząc mu w oczy, ale mogę wyczuć, że delikatnie się spina. – Jeżeli…
- Nie, to w porządku. – splata nasze palce. – Byliśmy razem
ze sobą od…zawsze? Najpierw się przyjaźniliśmy, potem po prostu…tak się stało.
Filip…to jej tata – mówi, a ja zastygam. – To w takim razie Twoja…kuzynka?
- Myślałem, że…
- Wiem, Lou. Mieszkam tutaj odkąd moi rodzice przeprowadzili
się na inny kontynent, nie bardzo dbali o mnie i Eleanor. – mówi szorstko, a ja
zacieśniam nasz uścisk. – To wszystko było zbyt piękne, a w tym dniu…Ona po
prostu wzięła łyżwy…tak samo jak Ty…byliśmy młodsi, spanikowałem, gdy wpadła,
ja… to wszystko moja wina. – pozwalam mu się wypłakać w moją koszulkę, wiedząc,
że nie ma słów, które mogłyby to zatrzymać.
- Dlatego tak się przestraszyłeś, gdy wszedłem na lód… -
mówię bardziej sam do siebie.
- P-przepraszam, że Ci nie powiedziałem.
- To całkowicie zrozumiałe, Haz. – tulę go mocno. – Ale musisz
ruszyć dalej, myślę, że Darcy jest teraz Twoim Aniołem.
- Myślę, że Ona jest naszym, Lou. Ocaliła Cię, pomogła mi
Cię ocalić. – szepcze ze łzami w oczach, a ja po prostu wpijam się w jego usta
za każdym razem tak samo, jakby to miał być nasz pierwszy ostatni pocałunek.
- Kocham Cię.
- Powiedz to jeszcze raz.
- Kocham Cię, kocham Cię, kocham naj…
- mocniej na świecie. – kończy, a ja zabieram go z zimnej
werandy do ciepłego salonu, gdzie przy kominku spędzamy resztę wieczoru, a może…i
życia.
1 lutego 1991 rok
Drogi pamiętniczku!
Dziś urodziny Harry’ego.
Mam dla niego wspaniałą wiadomość
Za dwa tygodnie wyjeżdżamy razem do szkoły z internatem.
Nowe życie, nowe przygody, ja, Harry i nasza miłość, która
roztopi każdy lód, pokona wszelkie przeszkody, a przede wszystkim udowodni,
że mając osobę, którą się kocha, można
przetrwać wszystko.
Trzeba sobie tylko na
to pozwolić.
Louis.
ROK 2090
- Michael? Co powiesz na spotkanie? – uśmiecham się, gdy po
drugiej stronie słuchawki rozbrzmiewa ciche ‘tak’. Kończę połączenie i ocieram
łzę, Louis i Harry dali mi wszystko, czego potrzebowałam. Wiarę w siebie.
Spoglądam na półkę stojącą naprzeciwko i jedna z książek
przykuwa mój wzrok.
Okładka jest brązowa z drobnym napisem ‘Let us love’.
Otwieram na pierwszej stronie.
Pamiętnik Harry’ego.
___________