Strony

sobota, 30 czerwca 2012

Chapter 1.

2090 ROK
 
- Uhmm dziękuje, ale raczej nie.. - szepnęłam, odkładając słuchawkę telefonu.
 
- Znowu to robisz? Pozwól sobie zapomnieć. Austin nie żyje od trzech lat! Nie możesz w nieskończoność się tym zadręczać! Spróbuj czegoś nowego.- krzyknęła moja matka, po tym jak po raz kolejny w tym miesiącu dałam kosza Michael'owi.

-Nie! Rozumiesz? Nie! Nigdy więcej nie wspominaj jego imienia. Nigdy! Nie nawidzę Cię! - wrzasnęłam jak szalona i wybiegłam z pokoju. 

Ona mnie nie rozumiała. Nikt mnie nie rozumiał. Czasem miewałam wrażenie, że Austin zginął wczoraj, że to wczoraj doszło do tego cholernego wypadku, a nie jakieś pieprzone trzy lata temu. Zwyczajnie nie potrafiłam się pogodzić z jego odejściem. Był niesamowicie wyjątkowy. I każdą choćby słabą próbę zastąpienia go przez innego mężczyznę niszczyłam na starcie.

Chwilę później znalazłam się przed ogromnymi, sosnowymi drzwiami. Przeprowadziliśmy się tutaj raptem kilka dni temu i szczerze mówiąc nie zdążyłam jeszcze zbadać wszystkich pokoi.  Dom przypominał raczej stary, opuszczony dworek. Wszystkie meble były nakryte białymi płótnami, a ściany obwieszone fotografiami jakichś młodych, wiecznie śmiejących się chłopaków. Zaintrygowało mnie to już na samym początku. Wiecie dlaczego się tu zamieszkaliśmy? Bo moja kochana mama uznała, że zmiana środowiska pomoże mi w terapii. Próbowałam się sprzeciwiać, ale była nie ugięta. Co z tego. Austin nadal był w moim sercu.

Nacisnęłam mosiężną klamkę i z trudem pchnęłam ciężkie drzwi. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Przypominało raczej jakiś strych, lub co najmniej komnatę tajemnic. Nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo mogę mieć rację. Przysiadłam na pierwszym z brzegu, dosyć zakurzonym fotelu. Rozmyślałam o tym co powiedziała matka, o tym jak bardzo boli mnie, gdy jego imię dotyka codzienności. Tęsknie kurwa. Za jego uśmiechem, spojrzeniem. Za wszystkim. Alfabet to zbyt słaba opcja by wyrazić co czuję. Pogłębiam się w tym co raz silniej. A ona myśli, że wracam do normalności. To, że zaczęłam rozmawiać nie znaczy, że jest lepiej. Bez niego jestem nikim. Podniosłam się i podchodząc do okna zaniemówilam z wrażenia. Przede mną roztaczał się piękny widok. Ogromny staw o spokojnej taflii odbijający promiennie letniego słońca. Postanowiłam czym prędzej zejść na dół i skosztować tej rozkoszy, ale wychodząc potrąciłam stojącą obok półkę. Ku mojemu przerażeniu jej zawartość zaczęła gwałtownie spadać. Tylko tego mi brakowało. Czym prędzej chwytałam w dłonie książki i starannie odstawiałam je na miejsce, tak by huk nie rozszedł się po całym budynku. Ostatnia z nich przykuła moją uwagę. Skórzana oprawa, a na niej wyryte słowa: " Chociaż niebo zmęczone jest błękitem,  nie trać z oczu iskierki nadziei..". Uśmiechnęłam się sama do siebie otwierając ją na pierwszej stronie. Kartki zalatywały zapachem starości. Moim oczom ukazało się wypłowiałe już, ale za to bardzo staranne pismo. Miejscami litery wyblakły do tego stopnia, że nie dało się ich odczytać. Przejechałam dłonią po jednej ze stron. Papier był pożółkły, miejscami sfalowany. Nie bez powodu go znalazłam, prawda?  To pamiętnik. Usiadłam po turecku i rozpoczęłam podróż w przeszłość..  :
 

9 października 1990 rok

Drogi pamiętniku!


 

Cisza. Cisza. Cisza. Zaczynam kolejny rozdział mojego życia. I wcale nie taki jaki bym sobie wymarzył. Brzmi to może trochę dziwnie, ale właśnie siedzę w pociągu. Przedział jest prawie pusty, jedynie z drugiego końca dobiega do moich uszu cichy szloch dziecka. To moja pierwsza podróż tym środkiem transportu. Po śmierci rodziców zamieszkałem z dziadkiem, ale kiedy i on umarł zostałem odesłany do jakiegoś wujka na południe Anglii. Szczerze? Wcale mi się to nie uśmiecha. W Doncaster zostawiłem przyjaciół, ale i wszystkie wspomnienia. Najwspanialsze chwile utrwalone w pamięci. No bo czym bez nich byłby człowiek? To okrutne, ale chyba pora pogodzić się ze swym losem. Mam rację? Nie jestem w stanie naprawić całego świata.. Zasypiam. Dopiszę coś jak już będę na miejscu.
 

No i jestem. Podróż totalnie mnie wymęczyła. To zaledwie kilka godzin, a dało tak piorunujący efekt. Na stacji odczytałem nazwę miejscowości: Winchester. Brzmi świetnie. Ciekaw byłem dalszego rozwoju wydarzeń. Usiadłem na peronie na jednej z walizek oczekując aż ktoś mnie odbierze. Nie miałem pojęcia nawet na kogo czekam. Wszystko jedno. Nie dość, że jestem sierotą to jeszcze przejechałem pół Anglii po to by zamieszkać na dworcu? Cudownie. Miałem ochotę z kimś porozmawiać. Ta cisza mnie przytłaczała. Chwilę później poczułem czyjąś dłoń na moim ramieniu.
 

- Louis? - padło z ust, wysokiego mężczyzny ubranego w czarny garnitur.
 

-Uhm, taak - wyszeptałem zdezorientowany i podniosłem się, aby powitać yy mojego wujka?
 

Przedstawił się jako Filip Tomlinson. Oświadczył, że jest dalszym kuzynem mojego ojca. Oh jak miło. To jednak mam rodzinę? Na samą myśl o tym zrobiło się cieplej na serduszku. Może przesadzam, ale wiesz.. kiedy zostajesz na świecie zupełnie sam, czujesz się bezużyteczny, zupełnie niepotrzebny.. a takie chwile jak ta uświadamiają, że jednak jest ktoś dla kogo istniejesz. Może ta przeprowadzka niekoniecznie oznacza coś zlego? Może nie potrzebnie panikuje i nastawiam się na najgorsze? Muszę spróbować jakoś spokojniej do tego podejść. Mężczyzna poprosił, abym zwracał się do niego po imieniu. Wsiedliśmy do auta i wyruszyliśmy jak sądzę do jego posiadłości. Uznałem, że musi być bardzo bogaty, bowiem ten ubiór, drogi samochód. Wszystko o tym świadczyło. Gdy dotarliśmy na miejsce upewniłem się w tym przekonaniu. Moim oczom ukazał się piękny dworek z mnóstwem okien. W okół niego rosły drzewa, których liście mieniły się w blasku słońca. Ujrzałem też duży staw. Za domem znajdował się las. Krajobraz był wręcz magiczny. Brak słów, aby wyrazić to co czuję.
 

- Witaj w domu! - powiedział wujek klepiąc mnie po ramieniu.
 

Uśmiechnąłem się na jego słowa. Kierowca samochodu wyjął moje bagaże i postawił przed schodami. Stałem jeszcze chwilę rozkoszując się sielankowym widokiem, który od dziś miał się stać moją codziennością. Filip coś jeszcze mówił na temat szkoły czy pracy.. nie wiem, bo za bardzo go nie słuchałem. Czemu? Yhmm moją uwagę przykuła postać, która pojawiła się na werandzie. Wysoki, szczupły chłopak z kręconymi włosami. Miał na sobie białą koszulkę i ciemne wąskie spodnie. Zanim zrobił jakikolwiek krok  spojrzał w niebo. Miałem wrażenie, że z kimś rozmawia. Nie dosłownie, ale tak telepatycznie. Dobra, może znów ponosi mnie wyobraźnia. Podchodził bliżej, co raz bliżej.. śledziłem każdy jego ruch. W końcu stanął przed nami. Nie patrzył się przed siebie. Wzrok wbijał w podłogę. Jednak zanim się tu zjawił zdążyłem dostrzec jego zielone tęczówki, przepełnione smutkiem. Nawet usta przybrały martwy kolor, nie możliwe aby tak młody chłopak utracił radość życia. Zaintrygował mnie już od pierwszej chwili.
 

- Weź walizki Harry. - powiedział Filip zwracając się do stojącego przede mną chłopca. Miałem wrażenie, że celowo podniósł głos. Tylko dlaczego?
 

Już miałem wyszeptać, że nie potrzebuje pomocy. Przecież te walizki wcale dużo nie ważyły. Sięgnąłem rękoma po nie i poczułem jak nasze dłonie się o siebie ocierają. Jego były zimne, wręcz lodowate. Moje gorące i rozpalone. Być może to z tych emocji. Przynajmniej w tym momencie tak sobie to tłumaczyłem. Harry natychmiast odskoczył czując mój dotyk na swojej skórze. Podniósł wzrok i spojrzał mi głęboko w oczy. Jakby chciał odczytać całą prawdę o mnie, o moim pochodzeniu, dawnym życiu. Poczułem kłucie w sercu. Jego źrenice gwałtownie zwiększały i zmniejszały swoją powierzchnię. Minęła chwila, a spuścił wzrok i odszedł..  z moimi walizkami, tak jak kazał mu Filip. 

 

Resztę dnia spędziłem spokojnie, błąkając się po terenie gospodarstwa. Wujka.. to znaczy Filipa nigdzie nie było, ten cały Harry również zniknął bez śladu. Chciałem go wypytać dlaczego tak wtedy na mnie spojrzał, no ale nie miałem nawet jak. Dobrze, że Cię mam pamiętniczku. W innym wypadku zanudziłbym się tu na śmierć. Tęsknie już trochę za Niall'em. Ah tak nic jeszcze o nim nie pisałem. To mój najlepszy przyjaciel od czasów dzieciństwa. Jest totalnym kretynem, ale za to go uwielbiam. Szkoda, że go tu teraz nie ma..

 

Koniec tego rozczulania się. W końcu dzisiaj są moje dwudzieste urodziny. Nie powiedziałem o tym nikomu. Bo po co? Nie potrzebuje nieszczerych życzeń. Nie mam im za złe, że nie wiedzą. W końcu jestem tutaj obcy. To dopiero pierwszy dzień w posiadłości Filipa. Mam tu zostać na zawsze? Boli mnie głowa, idę na jakiś spacer.

 

Wyszedłem przed dom zastanawiając się gdzie mógłbym się udać. Staw - to jest to. Kilkaset metrów i byłem na miejscu. Pod rosnącym drzewem ujrzałem ławeczkę, a na niej kogo? Tak! Tego samego chłopaka, który rano wnosił moje walizki. Jego bujne loki opadały na czoło, a słońce rozgrzewało jak sądziłem zmarznięte ręce. Czy to znaczy, że on spędził tu cały dzień? Z werandy nie widać tego miejsca tak dobrze, więc to całkiem możliwe.

 

-Mogę? - spytałem wskazując na ławkę, ale niestety nie dostałem odpowiedzi. Jedynie mój głos rozszedł się po taflii wody. 

 

Postanowiłem zaryzykować, brak odpowiedzi znaczyło dla mnie tyle samo co pozwolenie. Wpatrywałem się teraz w latające nad naszymi głowami ptaki. Kącikami oczu obserwowałem chłopaka. Siedział bez ruchu intensywnie o czymś rozmyślając. Jego usta nadal miały bladoróżową barwę. Sprawiał wrażenie odciętego od realnego świata. Jakby ciągle tkwił w sferze marzeń. Yhh a może to mi się tak zdawało? Siedzieliśmy tam z dobre dwie godziny, ale żaden z nas nie powiedział słowa. Między mną, a Harrym panowała cisza, przerywana jedynie przez śpiew ptaków lub dźwięk odpalanego papierosa. Tak.. palił. Niesamowicie mnie drażnił ten zapach, ale postawiłem sobie za cel rozgryźć tego chłopaka i musiałem przetrwać wszystko. Ponadto był chyba moim rówieśnikiem, mniej więcej w każdym bądź razie. No, a tu na odludziu jakiś przyjaciel zawsze się przyda. Wcale nie chciałem go wykorzystać. Ale czułem, że znajomość z nim może być na prawdę ekscytującym przeżyciem.

 

- Zawsze tak milczysz? - spytałem, a on odwrócił głowę w moją stronę, spojrzał na ruch moich warg i ponownie wbił swoje źrenice w krajobraz zachodzącego słońca.

 

Oczywiste jest, że nie dostałem odpowiedzi. On jest co najmniej dziwny. Ale może to ja się narzucam? Może on zwyczajnie nie chce ze mną gadać, a ja męczę go swoim towarzystwem. Tomlinson idioto! Ahh, dobra, postanowiłem zrobić ostatnią próbę.

 

- Jestem Louis. - wyszeptałem tak, aby mnie usłyszał.

 

I co? Zero reakcji. Boże zaczyna mnie to powoli denerwować. Czy ja powiedziałem coś nie tak? A może on po prostu bał się, że zastąpię go wujkowi ? Aj, nawet nie wiem kim on tu jest. Muszę pilnie porozmawiać z Filipem.

 

- Tak wiem, Ty Harry. - wymamrotałem odpowiadając sobie na zadane wcześniej pytanie, po czym wstałem i ruszyłem w kierunku domu. Kilka razy odwróciłem się i widziałem, że lokaty również patrzył. Poczułem satysfakcję, chociaż nie wiem z czego. Czy to aż tak fascynujące? Zanim totalnie zniknął mi z pola widzenia wbiłem wzrok w jego przeszywające tęczówki. Tym razem to nie on się speszył, tylko ja. Mój spokój i cisza zostały właśnie zaburzone. I to z własnego wyboru. Nie byłem jeszcze daleko, wiec zdołałem usłyszeć, ze podnosi się z ławki. Jego kroki były szybkie i zdecydowane. Czyżby zmierzał  do mnie?

__________________________________________________________________________________________________________________________

No siema, jestem z pierwszym. Ma on na celu taką jakby zapowiedź tego, co będzie się działo być może później. Wszystko zależy od Was. Wiem, że w porównaniu do moich innych opowiadań ten rozdział nie jest mistrzowsko długi. Jednak celowo to zrobiłam. W dodatku zwiększyłam szerokość bloga. Inaczej niż na pozostałych blogach. Obiecuję, że jeżeli Wam się spodoba to kolejny chapter stworzę dłuższy, o wiele dłuższy. Tylko piszcie co myślicie. Sądzę, że juz wielu osobom rozjaśniło się w głowach o czym będzie blog. Przepraszam pozostałych, ale to jest moje uzależnienie. Dziękuje za każdy przeczytany wers, za każde słowo. Bye.

środa, 27 czerwca 2012

Hello !

Cześć Directioners <3

Witam Was baaardzo gorąco na moim nowym blogu. Jak widzicie prawie wszystko jest gotowe. Spędziłam przy jego tworzeniu całą noc. Jest godzina 06:05, a ja jeszcze nie zmrużyłam oka. Możecie się szykować na kolejne skoki adrenaliny. Na razie nie ujawnię mojej decyzji, co do fabuły czy bohaterów. Wskazówką dla WAS może być jedynie nagłówek i tytuł bloga. Cieszę się, że zaczynam z Wami kolejną podróż. Podróż w nieznane.:) Mam nadzieję, że spodoba Wam się to opowiadanie. Niebawem pojawi się tu pierwszy rozdział, więc pozostaje mi tylko powiedzieć: do zobaczenia! :) Trzymajcie się ciepło. :* ps. jeśli macie jakiekolwiek pytania to jestem dostępna na twitterze, bądź też tu na blogu. ;) Zapraszam na moje pozostałe fanfiction. Linki znajdziecie na dole tej strony. Dziś pojawi się rozdział na #HALY, obiecuję. CIAO kochane. :)

zostawiam Was z takim przesłaniem:



~ Wasza Nats.