ROK 2090
Poprawiłam kosmyk włosów opadający na moje czoło i podniosłam wzrok. Ku mojemu zaskoczeniu w rogu pokoju stało ogromne lustro. Natychmiast przykuło moją uwagę. Zastanawiam się jak mogłam wcześniej go nie zauważyć? Podeszłam bliżej. W zwierciadle ujrzałam swoje własne, zmęczone oblicze. Właściwie to tego się mogłam spodziewać. Męczyło mnie życie. Męczyło mnie życie bez jego obecności i dotyku. Zmarł zbyt szybko. Odszedł nie pytając, co o tym myślę. Bóg zabrał najwspanialszą cząstkę mojego świata, więc jak miałam być szczęśliwa? Narzuciłam na lustro jakieś płótno. To chyba była próba ukrycia prawdy. Prawdy, która rozdzierała mnie od wewnątrz. No, ale nie ważne. Na dworze nadal panowała miła atmosfera. Lekkie promienie słońca wpadały do pomieszczenia ukazując kłęby kurzu. Nie sprzątano tu od lat. Stanęłam przy oknie. Moje źrenice zarejestrowały po raz kolejny ten wspaniały widok. I dopiero w tym momencie zdałam sobie sprawę, że staw na który właśnie patrzyłam jest stawem z pamiętnika, a pokój, w którym teraz przebywam jest prawdopodobnie pokojem Louis'a. Szybko złapałam w ręce leżący na podłodze wehikuł czasu i wróciłam do przeszłości:
c.d. 10 października 1990 rok
Drogi pamiętniku!
Nie mogłem uwierzyć, że te trzy ciche słowa, które dane było mi usłyszeć z jego ust były prośbą o mój powrót. Powrót do niego. Tak cholernie chciałem zostać. Tak cholernie wierzyłem w to, że teraz mógłbym mu jakoś pomóc. Ale nie. Znów piaskiem w oczy. Życie bywa na prawdę niesprawiedliwe. Jedyne, co dodawało mi sił to fakt, że dwa miesiące zlecą prędko.. Muszę wrócić. Dla siebie. I dla niego. Dla nas. Dla tajemnic. Dla wujka. Dla Eleanor. Dla siebie. Powtórzyłem to w myślach setki razy. Harry wypuścił mnie z uścisku. Poczułem, że wraca do swojego kokona, że znów staje się tym zamkniętym, milczącym chłopcem. W pewien sposób mnie to intrygowało. Tworzył w moim sercu całą paletę uczuć, za co kiedyś z pewnością mu podziękuje.
Podniosłem się z ławki wypatrując miejsca, w które Harry nadal wbijał swój wzrok.
- "Na co tak patrzysz?" - szepnąłem, ale on zdawał się nie słyszeć tego, co mówię. A może po prostu nie chciał, aby moje słowa dotarły do jego umysłu? Może tylko udawał? Może.
-"Harry..?" - dodałem po chwili rozumiejąc, że zataczam właśnie błędne koło. Potrzeba wielu dni, aby znów usłyszeć jego głos. Potrzeba czasu. Czasu, którego ja nie miałem. Skarciłem się w myślach za to, że muszę wyjeżdzać, mimo iż nie było w tym ani grama mojej winy.
Podszedłem bliżej wody i usiadłem na brzegu. Chciałem jak najlepiej wykorzystać te ostatnie minuty. Zakryłem twarz dłońmi odpływając na chwilę do świata marzeń. Tam było mi lepiej. Tam było o wiele prościej. Nie tak jak tutaj, nie tak jak w realnym życiu. Niespodziewanie ktoś chwycił moje ręce. Otworzyłem oczy, a nade mną stał ten wiecznie skryty nastolatek z burzą loków na głowie..
-"Louuuuuuuuuuuuuuis!" - głos wujka dotarł do naszych uszu. Natychmiast zerwałem się na równe nogi. Poczułem jak robię się słaby i bezbronny. Nienawidzę pożegnań. Nie miałem pojęcia jaki ruch wykonać, by nie przekroczyć granicy, którą od pierwszego momentu wyznaczył Harry. Jednak nie musiałem, bo jego silne ramiona otuliły moje chude ciało. Przeszły mnie wspaniałe dreszcze, których nie umiem opisać w żaden sensowny sposób.
Później wyruszyliśmy w stronę dworku. Stawiałem spokojne, ale powolne kroki. Harry szedł tuż obok mnie. Czułem, że to pierwszy raz, gdy jesteśmy ze sobą tak blisko. Szkoda, że sieć moich marzeń miała lada moment rozprysnąć się na miliony małych kawałeczków. Albo zniknąć jak bańka mydlana. No, nie ważne. Filip zakomunikował nam, że podano do stołu. Nie miałem apetytu mimo, że obiad pachniał cudownie. Eleanor musiała się na prawdę starać w przygotowaniach. Kątem oka spojrzałem na Harry'ego. Jego talerz stał nie ruszony. Tak było zawsze. Nigdy nie jadł. Od pierwszego posiłku w tym dziwnym domu zastanawiałem się skąd w nim tyle siły i samozaparcia. Totalna zagadka. Zagadka, którą pragnąłem rozwikłać w tym momencie, w tej sekundzie. Jednak przeznaczenia nie da się oszukać..
Po skończonym obiedzie udałem się do swojego pokoju. Omiotłem wzrokiem pomieszczenie sprawdzając czy aby na pewno czegoś nie zostawiłem. Na szczęście nie miałem wcześniej czasu by się rozpakować. Prędko zniosłem na dół walizki i odszukałem Harry'ego. Stał oparty o framugę drzwi. Schylił głowę próbując uniknąć mojego spojrzenia. I wtedy jego cudowne loczki opadły na blade czoło. Mógłbym trwać w tym stanie długo, w stanie zafascynowania nie wiele młodszym chłopakiem ode mnie. Zaczynam się zastanawiać czy to jest w ogóle normalne?
- "Gotowy?" - głos wujka dotarł do mnie z prędkością światła. Bałem się tego wyjazdu. Na prawdę się bałem. Dopiero poczułem klimat malowniczego Winchester, a los kazał mi je opuszczać? .. Cóż za ironia. Syknąłem tylko cicho na potwierdzenie. Filip uniósł brew w górę nie rozumiejąc mojego niezadowolenia.
-"To szkoła ze świetną renomą. Na pewno Ci się spo.." - dodał po chwili próbując mnie jakoś zachęcić, ale ja nie przyjmowałem jego słów do siebie, bowiem na twarzy Harry'ego przez kolejny ułamek sekundy zagościł lekki uśmiech. Wiedziałem, że był dla mnie. Wiedziałem, że musiał się mocno wysilić na ten gest. W jego policzkach wytworzyły się śliczne dołeczki. Czego chcieć więcej?
Usłyszeliśmy dźwięk podjeżdżającej limuzyny. Wujek oświadczył, że już pora. Chciało mi się płakać. Właściwie to sam nie wiem czemu. Życie uczy nas, aby nie tracić nadziei, ale też przesadnie się do niej nie przywiązywać. Bo jedno wyklucza drugie? Warto mieć jakiś cel w tej nudnej, prowadzącej do śmierci egzystencji, prawda? Moim aktualnym celem był powrót do Winchester mimo iż jeszcze dobrze nie wyjechałem. Idiotyzm.
Filip niestety nie mógł mi towarzyszyć. Tłumaczył się jakimś spotkaniem biznesowym, które pewnie jak setka innych liczyło się najmocniej na świecie. Ale nie miałem mu tego za złe. Przywykłem, że jestem zabawką w rękach losu. Takie chyba było moje przeznaczenie.. Nigdy nie potrafiłem złapać dobrego kontaktu z ludźmi mimo, że się starałem. Wyjątkiem był Nialler. Ale on to w ogóle jest ewenementem. Mój kochany Horan. Tęsknie za nim. Uhmm. Nie mogę być taki miękki.
Wróciłem myślami do wyjazdu. Harry teraz wkładał moje walizki do bagażnika. Protestowałem, ale jego spojrzenie wyjaśniło wszystko. Chciał to robić, bo w innym razie wujek odesłał by go do swoich zajęć. Zajęć? Co ja pisze. Dokładniej to do siedzenia nad stawem bądź błąkania się po okolicy. Będzie mi brakowało tych tajemnic. Mam nadzieję, że te sześćdziesiąt dni prędko zleci.. mam nadzieję.
-"Miłej podróży, zadzwoń jak dojedziesz!" - odparł Filip żegnając się ze mną. Nie czułem jakiegoś zażenowania czy coś. Pragnąłem raczej by na jego miejscu znalazł się ktoś inny. Chciałem przytulić Harry'ego. Chociaż jeden raz. Jeszcze jeden.. Ale wiedziałem, że nie mogę. Nie teraz. Czy przetrwam tyle dni bez jego ciszy? To brzmi co najmniej dziwnie. Zaczynam świrować.
Wsiadłem do samochodu. Kierowca przekręcił kluczyk, a ja szybkim ruchem otworzyłem szybę. Spojrzałem na niego, a moje serce zaczęło się krajać. Był tak cholernie smutny, że łzy same napłynęły mi do oczu. Pomachałem wujkowi, który odchodzil właśnie w stronę werandy.
-"Harreh, wrócę, obiecałem.." - szepnąłem tak by mógł mnie usłyszeć. Otarł swoje zarumienione policzki pokazując tym samym, że nasza historia miała się dopiero zacząć.. A ja? A ja zniknąłem z jego pola widzenia odjeżdżając czarną limuzyną..
Nie wiem ile trwała podróż, bo w natłoku myśli usnąłem. Później obudziło mnie tylko jakieś szarpnięcie. Kierowca oznajmił, że jesteśmy na miejscu. Czułem strach, smutek, ale i podekscytowanie. Adrenalina wzrastała. Otworzyłem drzwi, a moim oczom ukazał się ogromny budynek zbudowany z ceglastoczerwonej cegły. Teren wokół był zadbany i dość przyjemny. Usłyszałem dzwonek. Dziwne. Już było dosyć późno jak na zaczynanie lekcji . No, ale właściwie to szkoła z internatem, więc wszystko jest możliwe. Podjechaliśmy nieco bliżej. Przed szkołą stała kobieta w błękitnej garsonce.
-"Ty jesteś Louis? Czekaliśmy na Ciebie" - oświadczyła serdecznie. Wtedy po raz pierwszy poczułem, że decyzja o wyjeździe niekoniecznie była taka zła.. Na moment zapomniałem o Harry'm.
Kobieta oprowadziła mnie po szkole, a jakiś dziwny mężczyzna zabrał moje walizki. Zmierzaliśmy teraz podobno na zajęcia. Nie miałem ochoty wchodzić w połowie lekcji, ale pani Hudson uparła się. No cóż, nie pozostawało nic innego jak poddać się jej woli. Stanęliśmy przed ogromnymi drzwiami. Teraz w klasie, do której miałem dołączyć odbywała się matematyka. Czułem lekki stres i zdenerwowanie, ale natychmiast przywołałem w pamięci widok uśmiechającego się Harry'ego. Pomogło.
Klasa była liczna, ale zauważyłem tylko kilka dziewcząt. Pani dyrektor prędko mnie przedstawiła oznajmiając, że od dziś jestem ich nowym kolegą. Czułem się jak dzieciak w podstawówce, a to już prawie studia. No, ale taki był wybór wujka. Człowieka, który mnie zupełnie nie znał, a podejmował jedne z ważniejszych decyzji z moim życiu. Hmh. Czy to pozostawało w kwestii przyzwyczajenia?
Nauczyciel prowadzący zajęcia poprosił, abym zajął jakieś wolne miejsce. Jedyne, które upatrzyłem znajdowało się w ławce wysokiego, szczupłego bruneta. Skrępowany wzrokiem trzydziestu par oczu zająłem drewniane krzesło. Czas dłużył mi się niesamowicie. Marzyłem teraz o kąpieli i odrobinie snu. W kategorii wyższych marzeń pojawił się Harry, ale to niestety zaliczało się do tych nierealnych. Przynajmniej teraz. Gdy do moich uszu dotarł dźwięk dzwonka zerwałem się instynktownie z miejsca. Opuściłem salę. Na korytarzu zaczepił mnie ten sam mężczyzna, który wcześniej zabrał moje walizki. Podał numer pokoju, który miał się stać moją sypialnią.
-"To chyba tu.." - pomyślałem, odczytując napis '169'. Złapałem za klamkę i bez obaw otworzyłem białe drzwi. W pomieszczeniu przebywali jacyś chłopcy. Zerwali się na moje wejście. Ten sam mulat obok którego siedziałem przez ostatnie pół godziny przygaszał właśnie w oknie palącego się jeszcze papierosa. Na mój widok odetchnął z ulgą.
-"Spokojnie, to tylko ja.." - mruknąłem na rozładowanie sytuacji. Brunet nie był chyba zadowolony, że w jego sypialni pojawia się ktoś nowy, ale miałem to szczerze gdzieś.
-"Jestem Liam.." - oznajmił drugi z nich podając mi rękę. "A to Zayn.." - dodał po chwili namysłu wskazując na kombinującego przy zapalniczce bruneta.
-"Louis. Jestem Louis." - odpowiedziałem cicho siadając na łóżku. W mojej głowie pojawił się totalny mętlik. Poczułem dziwną potrzebę rozmowy z Harry'm mimo iż z jego ust przez te dwa dni padły zaledwie trzy słowa.
15 października 1990 rok
Drogi pamiętniku!
Zdałem sobie sprawę, że nie każdy drogowskaz, który pojawi się na naszej drodze może prowadzić do celu. Niektóre błędy zauważamy dopiero po czasie. Ostatnio mam wiele marzeń, ale za to nie karają, prawda? Może pora przejść do rzeczy. Nie pisałem kilka dni, bo nie miałem za bardzo czasu ani ochoty. Ten cały szum związany ze szkołą pochłonął mnie totalnie. Moi współlokatorzy okazali się jak najbardziej w porządku. Zayn mimo, że na początku tak chłodno mnie potraktował teraz jest równym gościem. Właśnie leżę na łóżku po skończonych zajęciach, a on rzuca we mnie papierowymi kuleczkami. Zabawnie, nie?
Nie brakuje mi tu wrażeń, jednak tęsknie.. okropnie tęsknie. Może to głupie, ale chciałbym zobaczyć się już z Harry'm. Czy realne jest, że w ciągu dwóch dni uzależniłem się od jego obecności? Nie poznaje samego siebie. Bywają godziny, że jest w każdej minucie. I minuty, że jest w każdej sekundzie. O niczym innym nie myślę. Ciekawe, co u niego. Ostatni raz rozmawiałem z wujkiem kilka dni temu. Mówił, że w Winchester wszystko po staremu. Nawet Eleanor o mnie pytała. O Loczku nic nie wspomniał, a ja.. a ja bałem się poruszać ten temat.
Szkoła jest całkiem fajna. Sam nie wierzę, że to piszę. Lekcje dosyć interesujące. Czas leci bardzo szybko. Najgorzej jednak jak ktoś wpadnie w cierpką monotonię. Ciężko się z tego wyrwać. Dobrze, że mam takich kumpli, bo z nimi przynajmniej jest wesoło. Zayn popala sobie, a my go ukrywamy. Gdyby zostało odkryte, że ma przy sobie tego typu używki od razu mógłby się pożegnać z dalsza nauką w Stillwood. Jednak mam wrażenie, że on tego chce. W głębi serca marzy o tym, aby jakiś nauczyciel przyłapał go na gorącym uczynku. Świat jest dziwny. Ludzie są dziwni. Ale mniejsza z tym. Liam sprawia wrażenie romantyka. Ma ogromne serducho, czego doświadczyłem już nie raz. Nie mam siły pisać. Padam ze zmęczenia.
18 października 1990 rok
Drogi pamiętniku!
Minęły trzy dni od mojego ostatniego wpisu. Sądzę, że teraz będę pisał właśnie w takich odstępach, bo nie mam zbyt wiele czasu. Chyba, że wydarzy się coś szczególnego. No, ale tutaj ciężko o to. Niby jest ciekawie, ale bywają dni gdy mam ochotę spakować się i zamówić jakąś taryfę powrotną do Winchester. Siedzę właśnie na zajęciach z ekonomii. Profesor tworzy na tablicy jakieś dziwne wykresy czy schematy, ale to chyba mało ważne, prawda? Nie umiem się skupić. Moje myśli zaprząta tylko jedna osoba. HARRY.
Czy siedzi teraz na tej nieszczęsnej ławeczce nad stawem rozmyślając o Bóg wie czym? A może spaceruje wokół domu odliczając dni do mojego powrotu? A może w ogóle nie myśli o mnie, nie tęskni? Yh, nie wiem. A bardzo chciałbym wiedzieć. Zaczyna mnie to przerastać. Serio. Ile bym dał aby, ujrzeć te zacnie opadające na twarz loczki. Ojej. Muszę kończyć wpis, bo pan Drake zmierza właśnie w moją stronę. Będzie źle jeśli za..
Ostatnio tak dużo się wydarzyło, że nie wiem od czego zacząć. Cieszę się, że wpadłem na pomysł zapisywania najważniejszych wydarzeń czy przemyśleń dotyczących mojego życia. Za jakieś dwadzieścia lat pewnie uśmieję się podczas ich czytania. To na prawdę wspaniała rzecz. I w dodatku cenna pamiątka. Nawet nie zdaje sobie sprawy jak bardzo CENNA.
Jest wtorek. Można rzec - jeden z najnudniejszych dni w tej szkole. Zajęcia odbywają się tylko do godziny trzynastej, bo nauczyciele spieszą się na narady. Nikt nie wie czego one dotyczą, ale też nikogo zbytnio to nie obchodzi. Nie miałem jak dokończyć wpisu z piątku, bo nauczyciel od ekonomii skonfiskował mi notes, yhm, musiałem długo przepraszać za swoje zachowanie tłumacząc, że pisałem list do matki. Dzięki Bogu nie otworzył pamiętnika. Na moje szczęście. Chyba nie przeżyłbym gdyby ktoś dowiedział się co czuje.
Przez ostatnie dni poznałem sporo ludzi. Do internatu zaczęło zjeżdżać co raz więcej nowych osób. Już nie byłem wyjątkiem. Próbowałem wtopić się w tłum. Ale prędko stałem się jednym z najbardziej popularnych chłopaków w tej posiadłości. To pewnie dlatego, że Payne i Malik mieli dobre opinię. Ah, mało istotne. W sobotę Zayn wyciągnął nas na małą potańcówkę, która odbywała się w szkolnej auli. Dosyć dobra muzyka i świetny wystrój. Chociaż na moment mogłem przestać myśleć o problemach. No i o Harry'm.. co w moim przypadku jest bardzo trudne. Bardzo trudne. Siedziałem właśnie przy stoliku obficie nakrytym różnymi potrawami, gdy poczułem na ramieniu czyjś dotyk.
-"Louis? Cześć jestem Samanta" - głos dziewczyny dotarł do moich uszu. Natychmiast podniosłem się z siedzenia odwzajemniając jej uścisk. Zaproponowałem, abyśmy wyszli na zewnątrz, bo przy tym nagłośnieniu ciężko dojść do porozumienia. Liam widząc, że opuszczam salę z ładną blondynką szturchnął Zayn'a, a ten z kolei uśmiechnął się instynktownie. Czy oni mieli mnie za podrywacza?
Gdy moich płuc dotarło świeże powietrze powróciły myśli o Harry'm. Przypomniałem sobie wtedy naszą noc nad stawem. Widok jego głowy na moich kolanach i te muśnięcie w policzek. Aww, oddałbym wszystko by móc znów to poczuć. Samanta zaproponowała spacer. Nie sprzeciwiałem się. Chyba trzeba mi było jakiegoś oderwania od szarej rzeczywistości. Wydała się być całkiem miła. Właściwie to była miła. Pytała czy nie mam za złe, że tak mnie porwała. A ja miałem ochotę jej podziękować. Jednak znałem konsekwencje, dlatego odsunąłem tę myśl od siebie.
-"Skąd jesteś?" - szepnęła cicho dotykając mojego ramienia. Poczułem dziwny ścisk w żołądku. Czy ona właśnie próbowała mnie uwieść? Delikatnie dałem jej do zrozumienia, że nie czuję się komfortowo. O dziwo zrozumiała.
-"Yhhm długa historia, ale aktualnie Winchester." - odpowiedziałem smutno, bo przez mój umysł przeleciał skrót wszystkich wydarzeń, których byłem uczestnikiem. Od śmierci rodziców, przez przeprowadzkę do dziadka, jego odejście i przyjazd do posiadłości wujka. To bolało. Nie potrafiłem zrozumieć dlaczego życie kopie w tyłek te osoby, które są najmniej winne. Przynajmniej tak się czułem. Bo przecież nie zrobiłem nic złego, więc dlaczego nie mogłem odnaleźć szczęścia? Już sobie z tym nie radzę.
Resztę wieczoru spędziłem z Sam. Powinienem dziękować losowi, że postawił ją wtedy na mojej drodze. To było jak skromne, ale czułe światełko w tunelu, jak taka iskra dająca siłę na kolejne dni. Uświadamiało mi fakt, że moja nostalgia za Harry'm nie zniknie nigdy. Przy niej czułem się swobodnie. Nie powiem, że przy chłopakach z pokoju było inaczej, ale wiadomo, że to całkiem co innego. Nie wiem czy oczekuje z mojej strony czegoś więcej. Czas pokaże. Ale ja chyba nie wierzę w miłość. Doświadczyłem zbyt wiele upokorzeń i bólu. Marzę by ktoś pokazał mi, że ona jednak istnieje, że jest, była i będzie. Nie tylko w książkach czy filmach, ale na prawdę. W realnym życiu.
Pora kończyć ten wpis. Liam zaproponował grę w nogę. Chyba się skuszę. Lepsze to niż siedzenie w pokoju bez celu. Ciekawe co robi teraz Harry..
22 października 1990 rok
Drogi pamiętniku!
Ostatnio tak dużo się wydarzyło, że nie wiem od czego zacząć. Cieszę się, że wpadłem na pomysł zapisywania najważniejszych wydarzeń czy przemyśleń dotyczących mojego życia. Za jakieś dwadzieścia lat pewnie uśmieję się podczas ich czytania. To na prawdę wspaniała rzecz. I w dodatku cenna pamiątka. Nawet nie zdaje sobie sprawy jak bardzo CENNA.
Jest wtorek. Można rzec - jeden z najnudniejszych dni w tej szkole. Zajęcia odbywają się tylko do godziny trzynastej, bo nauczyciele spieszą się na narady. Nikt nie wie czego one dotyczą, ale też nikogo zbytnio to nie obchodzi. Nie miałem jak dokończyć wpisu z piątku, bo nauczyciel od ekonomii skonfiskował mi notes, yhm, musiałem długo przepraszać za swoje zachowanie tłumacząc, że pisałem list do matki. Dzięki Bogu nie otworzył pamiętnika. Na moje szczęście. Chyba nie przeżyłbym gdyby ktoś dowiedział się co czuje.
Przez ostatnie dni poznałem sporo ludzi. Do internatu zaczęło zjeżdżać co raz więcej nowych osób. Już nie byłem wyjątkiem. Próbowałem wtopić się w tłum. Ale prędko stałem się jednym z najbardziej popularnych chłopaków w tej posiadłości. To pewnie dlatego, że Payne i Malik mieli dobre opinię. Ah, mało istotne. W sobotę Zayn wyciągnął nas na małą potańcówkę, która odbywała się w szkolnej auli. Dosyć dobra muzyka i świetny wystrój. Chociaż na moment mogłem przestać myśleć o problemach. No i o Harry'm.. co w moim przypadku jest bardzo trudne. Bardzo trudne. Siedziałem właśnie przy stoliku obficie nakrytym różnymi potrawami, gdy poczułem na ramieniu czyjś dotyk.
-"Louis? Cześć jestem Samanta" - głos dziewczyny dotarł do moich uszu. Natychmiast podniosłem się z siedzenia odwzajemniając jej uścisk. Zaproponowałem, abyśmy wyszli na zewnątrz, bo przy tym nagłośnieniu ciężko dojść do porozumienia. Liam widząc, że opuszczam salę z ładną blondynką szturchnął Zayn'a, a ten z kolei uśmiechnął się instynktownie. Czy oni mieli mnie za podrywacza?
Gdy moich płuc dotarło świeże powietrze powróciły myśli o Harry'm. Przypomniałem sobie wtedy naszą noc nad stawem. Widok jego głowy na moich kolanach i te muśnięcie w policzek. Aww, oddałbym wszystko by móc znów to poczuć. Samanta zaproponowała spacer. Nie sprzeciwiałem się. Chyba trzeba mi było jakiegoś oderwania od szarej rzeczywistości. Wydała się być całkiem miła. Właściwie to była miła. Pytała czy nie mam za złe, że tak mnie porwała. A ja miałem ochotę jej podziękować. Jednak znałem konsekwencje, dlatego odsunąłem tę myśl od siebie.
-"Skąd jesteś?" - szepnęła cicho dotykając mojego ramienia. Poczułem dziwny ścisk w żołądku. Czy ona właśnie próbowała mnie uwieść? Delikatnie dałem jej do zrozumienia, że nie czuję się komfortowo. O dziwo zrozumiała.
-"Yhhm długa historia, ale aktualnie Winchester." - odpowiedziałem smutno, bo przez mój umysł przeleciał skrót wszystkich wydarzeń, których byłem uczestnikiem. Od śmierci rodziców, przez przeprowadzkę do dziadka, jego odejście i przyjazd do posiadłości wujka. To bolało. Nie potrafiłem zrozumieć dlaczego życie kopie w tyłek te osoby, które są najmniej winne. Przynajmniej tak się czułem. Bo przecież nie zrobiłem nic złego, więc dlaczego nie mogłem odnaleźć szczęścia? Już sobie z tym nie radzę.
Resztę wieczoru spędziłem z Sam. Powinienem dziękować losowi, że postawił ją wtedy na mojej drodze. To było jak skromne, ale czułe światełko w tunelu, jak taka iskra dająca siłę na kolejne dni. Uświadamiało mi fakt, że moja nostalgia za Harry'm nie zniknie nigdy. Przy niej czułem się swobodnie. Nie powiem, że przy chłopakach z pokoju było inaczej, ale wiadomo, że to całkiem co innego. Nie wiem czy oczekuje z mojej strony czegoś więcej. Czas pokaże. Ale ja chyba nie wierzę w miłość. Doświadczyłem zbyt wiele upokorzeń i bólu. Marzę by ktoś pokazał mi, że ona jednak istnieje, że jest, była i będzie. Nie tylko w książkach czy filmach, ale na prawdę. W realnym życiu.
Pora kończyć ten wpis. Liam zaproponował grę w nogę. Chyba się skuszę. Lepsze to niż siedzenie w pokoju bez celu. Ciekawe co robi teraz Harry..
23 października 1990 rok
Drogi pamiętniku!
To już 13 dni odkąd wyjechałem. 312 godzin/ 18720 minut/ 1123200 sekund. Ponad milion sekund bez Twojej obecności. Tęsknie Harry.
25 października 1990 rok
Drogi pamiętniku!
Dni lecą mi niesamowicie szybko, ale to pewnie dlatego, że mamy nowy plan zajęć. Nic ciekawego się nie dzieje. Po lekcjach spędzam czas z chłopakami albo Samantą. Wszyscy mówią, że jesteśmy razem. Mimo iż to nie prawda to żadne z nas nie zdementowało plotek. Mnie mało interesuje opinia innych osób, a blondi raczej podziela moje zdanie. Poza tym ona już jest zaręczona. Opowiadała mi ostatnio o swoim chłopaku. Jestem pierwszą osobą, której się zwierzyła. To miłe, prawda?
Muszę przerwać na chwilę pisanie, bo pani Hudson odwiedziła nasz pokój. Aż się boję.
Już jestem. Roznosiła listy i o dziwo jeden podała mi. Mała, zaledwie 5x7cm koperta powędrowała w moje dłonie. Byłem totalnie zaskoczony. Na przedniej stronie widniało moje imię i nazwisko zapisane starannym, ale lekko pochylonym pismem:
Louis Tomlinson
Nie wiem dlaczego, ale bałem się zawartości. Liam z Zayn'em niecierpliwie oczekiwali aż otworzę kremową kopertę.
Gdy tylko pani dyrektor zniknęła za drzwiami wskoczyli na moje łóżko.
Delikatnie oderwałem kawałek papieru próbując wyciągnąć liścik. Byliśmy
mega podekscytowani. co najmniej jak małe dzieci. Nie mógł być to list
od wujka, bo wczoraj rozmawiałem z nim przez telefon i o żadnej
przesyłce nie wspominał. A może po prostu wyleciało mu to z głowy? Tylko
dlaczego miałby wysyłać mi coś tak małych rozmiarów? Setki pytań
pojawiło się w mojej głowie. Chwyciłem karteczkę, która znajdowała się w środku. Moi przyjaciele wykrzywili twarze w zdezorientowaniu. Była pusta.
Odwróciłem ją na drugą stronę z nadzieją że może tam coś odczytam. Ale
również świeciła czystością, jak niezmącona tafla jeziora czy stawu..
cicha, niepozorna, milcząca.
Harry, to Ty ?
Harry, to Ty ?
____________________________________________________________________________________________________________________________________________
Hej, hej :3 jestem z czwóreczką. Przepraszam, że tak długo, ale za nic w świecie nie mogłam się zebrać z napisaniem tego rozdziału. Zaczyna się wszystko komplikować. Hm.. miałam zamiar go pisać i pisać, ale zdałam sobie sprawę, że i tak już jest dłuższy niż poprzednie. Wiem, że jak na razie jest mało Larry'ego, ale wychodzę z założenia, ze na wszystko przychodzi odpowiedni czas, prawda? Chciałam Wam podziękować za te komentarze. Jest mi na prawdę miło, że tak ciepło przyjęliście tego bloga. Inspirowałam się trochę na własnej historii, więc niektóre z uczuć, które tu opisuje są dla mnie szalenie ważne. Ponadto przepraszam Was, że nie odpisuje na komentarze. Czytam je, na prawdę je czytam. Nawet po kilka razy. Jednak moje 'dziękuje' brzmi tak cholernie banalnie, że już nie mam pomysłu jak mogłabym Wam podziękować w inny sposób. Misie moje kochane mam jeszcze parę słów, co do komentarza Tiny: Najpierw chcę Ci podziękować za te cenne uwagi, Wasze zdanie jest dla mnie ogromnie ważne. Co do oddzielania zdań - jest mi tak lepiej. Po prostu mam na celu pokazanie, że Louis traktuje ten pamiętnik jako coś więcej. Czasami musi przerwać pisanie i wziąć większy oddech, czasami mniejszy. Czasami zdarza się, ze jego 'myślotok' trwa i trwa. Zresztą.. nie ważne. Będę raczej tak pisać, bo zwyczajnie mi to odpowiada. Co do czcionki - nie wiem jaka wyświetla się Wam, ale moja jest całkiem przyzwoita. Jej również w najbliższym czasie nie zamierzam zmieniać. Hym, szablon? Myślę, że ma jakieś znaczenie. Jednak skupiłabym się bardziej na treści. Prowadzę te kilka blogów i uwierzcie, że czasem potrafi to człowieka wykończyć. Na sam koniec jeszcze jedno PYTANIE. : Czy chcecie abym pogrubiała wypowiedzi bohaterów, czy nie? Ktoś napisał w komentarzu, ze to rozprasza, więc w tym chapterze zrezygnowałam. Jednak teraz to do Was należy decyzja. Czekam na sugestie, opinie, komentarze. Trochę się rozpisałam, wybaczcie? Mam nadzieję, że o niczym nie zapomniałam. Rozdział jest dedykowany HORANKOWI I TOMMO. Marta, Ola nasza wiara nigdy nie upadnie. <69 Dziękuje też Marice za baaaaaaaaaaaardzo długi, dwuczęściowy komentarz. Udanych wakacji! :) ps. zapomniałabym:D kilka dni temu napisałam ONE SHOTA o obecnej syt. Larry'ego. jeżeli macie ochotę to zapraszam tu -> KLIK @natsdirection