Strony

piątek, 20 lipca 2012

Chapter 4.

ROK 2090

Poprawiłam kosmyk włosów opadający na moje czoło i podniosłam wzrok. Ku mojemu zaskoczeniu w rogu pokoju stało ogromne lustro. Natychmiast przykuło moją uwagę. Zastanawiam się jak mogłam wcześniej go nie zauważyć? Podeszłam bliżej. W zwierciadle ujrzałam swoje własne, zmęczone oblicze. Właściwie to tego się mogłam spodziewać. Męczyło mnie życie. Męczyło mnie życie bez jego obecności i dotyku. Zmarł zbyt szybko. Odszedł nie pytając, co o tym myślę. Bóg zabrał najwspanialszą cząstkę mojego świata, więc jak miałam być szczęśliwa? Narzuciłam na lustro jakieś płótno. To chyba była próba ukrycia prawdy. Prawdy, która rozdzierała mnie od wewnątrz. No, ale nie ważne. Na dworze nadal panowała miła atmosfera. Lekkie promienie słońca wpadały do pomieszczenia ukazując kłęby kurzu. Nie sprzątano tu od lat. Stanęłam przy oknie. Moje źrenice zarejestrowały po raz kolejny ten wspaniały widok. I dopiero w tym momencie zdałam sobie sprawę, że staw na który właśnie patrzyłam jest stawem z pamiętnika, a pokój, w którym teraz przebywam jest prawdopodobnie pokojem Louis'a. Szybko złapałam w ręce leżący na podłodze wehikuł czasu i wróciłam do przeszłości:




c.d. 10 października 1990 rok



Drogi pamiętniku!



Nie mogłem uwierzyć, że te trzy ciche słowa, które dane było mi usłyszeć z jego ust były prośbą o mój powrót. Powrót do niego. Tak cholernie chciałem zostać. Tak cholernie wierzyłem w to, że teraz mógłbym mu jakoś pomóc. Ale nie. Znów piaskiem w oczy. Życie bywa na prawdę niesprawiedliwe. Jedyne, co dodawało mi sił to fakt, że dwa miesiące zlecą prędko.. Muszę wrócić. Dla siebie. I dla niego. Dla nas. Dla tajemnic. Dla wujka. Dla Eleanor. Dla siebie. Powtórzyłem to w myślach setki razy. Harry wypuścił mnie z uścisku. Poczułem, że wraca do swojego kokona, że znów staje się tym zamkniętym, milczącym chłopcem. W pewien sposób mnie to intrygowało. Tworzył w moim sercu całą paletę uczuć, za co kiedyś z pewnością mu podziękuje. 

Podniosłem się z ławki wypatrując miejsca, w które Harry nadal wbijał swój wzrok.

- "Na co tak patrzysz?" - szepnąłem, ale on zdawał się nie słyszeć tego, co mówię. A może po prostu nie chciał, aby moje słowa dotarły do jego umysłu? Może tylko udawał? Może.

 -"Harry..?" - dodałem po chwili rozumiejąc, że zataczam właśnie błędne koło. Potrzeba wielu dni, aby znów usłyszeć jego głos. Potrzeba czasu. Czasu, którego ja nie miałem. Skarciłem się w myślach za to, że muszę wyjeżdzać, mimo iż nie było w tym ani grama mojej winy.

Podszedłem bliżej wody i usiadłem na brzegu. Chciałem jak najlepiej wykorzystać te ostatnie minuty. Zakryłem twarz dłońmi odpływając na chwilę do świata marzeń. Tam było mi lepiej. Tam było o wiele prościej. Nie tak jak tutaj, nie tak jak w realnym życiu. Niespodziewanie ktoś chwycił moje ręce. Otworzyłem oczy, a nade mną stał ten wiecznie skryty nastolatek z burzą loków na głowie..

-"Louuuuuuuuuuuuuuis!" - głos wujka dotarł do naszych uszu. Natychmiast zerwałem się na równe nogi. Poczułem jak robię się słaby i bezbronny. Nienawidzę pożegnań. Nie miałem pojęcia jaki ruch wykonać, by nie przekroczyć granicy, którą od pierwszego momentu wyznaczył Harry. Jednak nie musiałem, bo jego silne ramiona otuliły moje chude ciało. Przeszły mnie wspaniałe dreszcze, których nie umiem opisać w żaden sensowny sposób. 

Później wyruszyliśmy w stronę dworku. Stawiałem spokojne, ale powolne kroki. Harry szedł tuż obok mnie. Czułem, że to pierwszy raz, gdy jesteśmy ze sobą tak blisko. Szkoda, że sieć moich marzeń miała lada moment rozprysnąć się na miliony małych kawałeczków. Albo zniknąć jak bańka mydlana. No, nie ważne. Filip zakomunikował nam, że podano do stołu. Nie miałem apetytu mimo, że obiad pachniał cudownie. Eleanor musiała się na prawdę starać w przygotowaniach. Kątem oka spojrzałem na Harry'ego. Jego talerz stał nie ruszony. Tak było zawsze. Nigdy nie jadł. Od pierwszego posiłku w tym dziwnym domu zastanawiałem się skąd w nim tyle siły i samozaparcia. Totalna zagadka. Zagadka, którą pragnąłem rozwikłać w tym momencie, w tej sekundzie. Jednak przeznaczenia nie da się oszukać..

Po skończonym obiedzie udałem się do swojego pokoju. Omiotłem wzrokiem pomieszczenie sprawdzając czy aby na pewno czegoś nie zostawiłem. Na szczęście nie miałem wcześniej czasu by się rozpakować. Prędko zniosłem na dół walizki i odszukałem Harry'ego. Stał oparty o framugę drzwi. Schylił głowę próbując uniknąć mojego spojrzenia. I wtedy jego cudowne loczki opadły na blade czoło. Mógłbym trwać w tym stanie długo, w stanie zafascynowania nie wiele młodszym chłopakiem ode mnie. Zaczynam się zastanawiać czy to jest w ogóle normalne?

- "Gotowy?" - głos wujka dotarł do mnie z prędkością światła. Bałem się tego wyjazdu. Na prawdę się bałem. Dopiero poczułem klimat malowniczego Winchester, a los kazał mi je opuszczać? .. Cóż za ironia. Syknąłem tylko cicho na potwierdzenie. Filip uniósł brew w górę nie rozumiejąc mojego niezadowolenia.

-"To szkoła ze świetną renomą. Na pewno Ci się spo.." - dodał po chwili próbując mnie jakoś zachęcić, ale ja nie przyjmowałem jego słów do siebie, bowiem na twarzy Harry'ego przez kolejny ułamek sekundy zagościł lekki uśmiech. Wiedziałem, że był dla mnie. Wiedziałem, że musiał się mocno wysilić na ten gest. W jego policzkach wytworzyły się śliczne dołeczki. Czego chcieć więcej?

Usłyszeliśmy dźwięk podjeżdżającej limuzyny. Wujek oświadczył, że już pora. Chciało mi się płakać. Właściwie to sam nie wiem czemu. Życie uczy nas, aby nie tracić nadziei, ale też przesadnie się do niej nie przywiązywać. Bo jedno wyklucza drugie? Warto mieć jakiś cel w tej nudnej, prowadzącej do śmierci egzystencji, prawda? Moim aktualnym celem był powrót do Winchester mimo iż jeszcze dobrze nie wyjechałem. Idiotyzm.

Filip niestety nie mógł mi towarzyszyć. Tłumaczył się jakimś spotkaniem biznesowym, które pewnie jak setka innych liczyło się najmocniej na świecie. Ale nie miałem mu tego za złe. Przywykłem, że jestem zabawką w rękach losu. Takie chyba było moje przeznaczenie.. Nigdy nie potrafiłem złapać dobrego kontaktu z ludźmi mimo, że się starałem. Wyjątkiem był Nialler. Ale on to w ogóle jest ewenementem. Mój kochany Horan. Tęsknie za nim. Uhmm. Nie mogę być taki miękki.

Wróciłem myślami do wyjazdu. Harry teraz wkładał moje walizki do bagażnika. Protestowałem, ale jego spojrzenie wyjaśniło wszystko. Chciał to robić, bo w innym razie wujek odesłał by go do swoich zajęć. Zajęć? Co ja pisze. Dokładniej to do siedzenia nad stawem bądź błąkania się po okolicy. Będzie mi brakowało tych tajemnic. Mam nadzieję, że te sześćdziesiąt dni prędko zleci.. mam nadzieję.

-"Miłej podróży, zadzwoń jak dojedziesz!" - odparł Filip żegnając się ze mną. Nie czułem jakiegoś zażenowania czy coś. Pragnąłem raczej by na jego miejscu znalazł się ktoś inny. Chciałem przytulić Harry'ego. Chociaż jeden raz. Jeszcze jeden.. Ale wiedziałem, że nie mogę. Nie teraz. Czy przetrwam tyle dni bez jego ciszy? To brzmi co najmniej dziwnie. Zaczynam świrować.

Wsiadłem do samochodu. Kierowca przekręcił kluczyk, a ja szybkim ruchem otworzyłem szybę. Spojrzałem na niego, a moje serce zaczęło się krajać. Był tak cholernie smutny, że łzy same napłynęły mi do oczu. Pomachałem wujkowi, który odchodzil właśnie w stronę werandy.

-"Harreh, wrócę, obiecałem.." - szepnąłem tak by mógł mnie usłyszeć. Otarł swoje zarumienione policzki pokazując tym samym, że nasza historia miała się dopiero zacząć.. A ja? A ja zniknąłem z jego pola widzenia odjeżdżając czarną limuzyną.. 

Nie wiem ile trwała podróż, bo w natłoku myśli usnąłem. Później obudziło mnie tylko jakieś szarpnięcie. Kierowca oznajmił, że jesteśmy na miejscu. Czułem strach, smutek, ale i podekscytowanie. Adrenalina wzrastała. Otworzyłem drzwi, a moim oczom ukazał się ogromny budynek zbudowany z ceglastoczerwonej cegły. Teren wokół był zadbany i dość przyjemny. Usłyszałem dzwonek. Dziwne. Już było dosyć późno jak na zaczynanie lekcji . No, ale właściwie to szkoła z internatem, więc wszystko jest możliwe. Podjechaliśmy nieco bliżej. Przed szkołą stała kobieta w błękitnej garsonce.

-"Ty jesteś Louis? Czekaliśmy na Ciebie" - oświadczyła serdecznie. Wtedy po raz pierwszy poczułem, że decyzja o wyjeździe niekoniecznie była taka zła.. Na moment zapomniałem o Harry'm.

Kobieta oprowadziła mnie po szkole, a jakiś dziwny mężczyzna zabrał moje walizki. Zmierzaliśmy teraz podobno na zajęcia. Nie miałem ochoty wchodzić w połowie lekcji, ale pani Hudson uparła się. No cóż, nie pozostawało nic innego jak poddać się jej woli. Stanęliśmy przed ogromnymi drzwiami. Teraz w klasie, do której miałem dołączyć odbywała się matematyka. Czułem lekki stres i zdenerwowanie, ale natychmiast przywołałem w pamięci widok uśmiechającego się Harry'ego. Pomogło.

Klasa była liczna, ale zauważyłem tylko kilka dziewcząt. Pani dyrektor prędko mnie przedstawiła oznajmiając, że od dziś jestem ich nowym kolegą. Czułem się jak dzieciak w podstawówce, a to już prawie studia. No, ale taki był wybór wujka. Człowieka, który mnie zupełnie nie znał, a podejmował jedne z ważniejszych decyzji z moim życiu. Hmh. Czy to pozostawało w kwestii przyzwyczajenia?

Nauczyciel prowadzący zajęcia poprosił, abym zajął jakieś wolne miejsce. Jedyne, które upatrzyłem znajdowało się w ławce wysokiego, szczupłego bruneta. Skrępowany wzrokiem trzydziestu par oczu zająłem drewniane krzesło. Czas dłużył mi się niesamowicie. Marzyłem teraz o kąpieli i odrobinie snu. W kategorii wyższych marzeń pojawił się Harry, ale to niestety zaliczało się do tych nierealnych. Przynajmniej teraz. Gdy do moich uszu dotarł dźwięk dzwonka zerwałem się instynktownie z miejsca. Opuściłem salę. Na korytarzu zaczepił mnie ten sam mężczyzna, który wcześniej zabrał moje walizki. Podał numer pokoju, który miał się stać moją sypialnią.

-"To chyba tu.." - pomyślałem, odczytując napis '169'. Złapałem za klamkę i bez obaw otworzyłem białe drzwi. W pomieszczeniu przebywali jacyś chłopcy. Zerwali się na moje wejście. Ten sam mulat obok którego siedziałem przez ostatnie pół godziny przygaszał właśnie w oknie palącego się jeszcze papierosa. Na mój widok odetchnął z ulgą. 

-"Spokojnie, to tylko ja.." - mruknąłem na rozładowanie sytuacji. Brunet nie był chyba zadowolony, że w jego sypialni pojawia się ktoś nowy, ale miałem to szczerze gdzieś.

-"Jestem Liam.." - oznajmił drugi z nich podając mi rękę. "A to Zayn.." - dodał po chwili namysłu wskazując na kombinującego przy zapalniczce bruneta. 

-"Louis. Jestem Louis." - odpowiedziałem cicho siadając na łóżku. W mojej głowie pojawił się totalny mętlik. Poczułem dziwną potrzebę rozmowy z Harry'm mimo iż z jego ust przez te dwa dni padły zaledwie trzy słowa.

15 października 1990 rok




Drogi pamiętniku!

 Zdałem sobie sprawę, że nie każdy drogowskaz, który pojawi się na naszej drodze może prowadzić do celu. Niektóre błędy zauważamy dopiero po czasie. Ostatnio mam wiele marzeń, ale za to nie karają, prawda? Może pora przejść do rzeczy.  Nie pisałem kilka dni, bo nie miałem za bardzo czasu ani ochoty. Ten cały szum związany ze szkołą pochłonął mnie totalnie. Moi współlokatorzy okazali się jak najbardziej w porządku. Zayn mimo, że na początku tak chłodno mnie potraktował teraz jest równym gościem. Właśnie leżę na łóżku po skończonych zajęciach, a on rzuca we mnie papierowymi kuleczkami. Zabawnie, nie?

Nie brakuje mi tu wrażeń, jednak tęsknie.. okropnie tęsknie. Może to głupie, ale chciałbym zobaczyć się już z Harry'm. Czy realne jest, że w ciągu dwóch dni uzależniłem się od jego obecności? Nie poznaje samego siebie. Bywają godziny, że jest w każdej minucie. I minuty, że jest w każdej sekundzie. O niczym innym nie myślę. Ciekawe, co u niego. Ostatni raz rozmawiałem z wujkiem kilka dni temu. Mówił, że w Winchester wszystko po staremu. Nawet Eleanor o mnie pytała. O Loczku nic nie wspomniał, a ja.. a ja bałem się poruszać ten temat.

Szkoła jest całkiem fajna. Sam nie wierzę, że to piszę. Lekcje dosyć interesujące. Czas leci bardzo szybko. Najgorzej jednak jak ktoś wpadnie w cierpką monotonię. Ciężko się z tego wyrwać. Dobrze, że mam takich kumpli, bo z nimi przynajmniej jest wesoło. Zayn popala sobie, a my go ukrywamy. Gdyby zostało odkryte, że ma przy sobie tego typu używki od razu mógłby się pożegnać z dalsza nauką w Stillwood. Jednak mam wrażenie, że on tego chce. W głębi serca marzy o tym, aby jakiś nauczyciel przyłapał go na gorącym uczynku. Świat jest dziwny. Ludzie są dziwni. Ale mniejsza z tym. Liam sprawia wrażenie romantyka. Ma ogromne serducho, czego doświadczyłem już nie raz. Nie mam siły pisać. Padam ze zmęczenia. 

18 października 1990 rok




Drogi pamiętniku!


Minęły trzy dni od mojego ostatniego wpisu. Sądzę, że teraz będę pisał właśnie w takich odstępach, bo nie mam zbyt wiele czasu. Chyba, że wydarzy się coś szczególnego. No, ale tutaj ciężko o to. Niby jest ciekawie, ale bywają dni gdy mam ochotę spakować się i zamówić jakąś taryfę powrotną do Winchester. Siedzę właśnie na zajęciach z ekonomii. Profesor tworzy na tablicy jakieś dziwne wykresy czy schematy, ale to chyba mało ważne, prawda? Nie umiem się skupić. Moje myśli zaprząta tylko jedna osoba. HARRY.

Czy siedzi teraz na tej nieszczęsnej ławeczce nad stawem rozmyślając o Bóg wie czym? A może spaceruje wokół domu odliczając dni do mojego powrotu? A może w ogóle nie myśli o mnie, nie tęskni? Yh, nie wiem. A bardzo chciałbym wiedzieć. Zaczyna mnie to przerastać. Serio. Ile bym dał aby, ujrzeć te zacnie opadające na twarz loczki. Ojej. Muszę kończyć wpis, bo pan Drake zmierza właśnie w moją stronę. Będzie źle jeśli za..

22 października 1990 rok




Drogi pamiętniku!


Ostatnio tak dużo się wydarzyło, że nie wiem od czego zacząć. Cieszę się, że wpadłem na pomysł zapisywania najważniejszych wydarzeń czy przemyśleń dotyczących mojego życia. Za jakieś dwadzieścia lat pewnie uśmieję się podczas ich czytania. To na prawdę wspaniała rzecz. I w dodatku cenna pamiątka. Nawet nie zdaje sobie sprawy jak bardzo CENNA.

Jest wtorek. Można rzec - jeden z najnudniejszych dni w tej szkole. Zajęcia odbywają się tylko do godziny trzynastej, bo nauczyciele spieszą się na narady. Nikt nie wie czego one dotyczą, ale też nikogo zbytnio to nie obchodzi. Nie miałem jak dokończyć wpisu z piątku, bo nauczyciel od ekonomii skonfiskował mi notes, yhm, musiałem długo przepraszać za swoje zachowanie tłumacząc, że pisałem list do matki. Dzięki Bogu nie otworzył pamiętnika. Na moje szczęście. Chyba nie przeżyłbym gdyby ktoś dowiedział się co czuje.

 Przez ostatnie dni poznałem sporo ludzi. Do internatu zaczęło zjeżdżać co raz więcej nowych osób. Już nie byłem wyjątkiem. Próbowałem wtopić się w tłum. Ale prędko stałem się jednym z najbardziej popularnych chłopaków w tej posiadłości. To pewnie dlatego, że Payne i Malik mieli dobre opinię. Ah, mało istotne. W sobotę Zayn wyciągnął nas na małą potańcówkę, która odbywała się w szkolnej auli. Dosyć dobra muzyka i świetny wystrój. Chociaż na moment mogłem przestać myśleć o problemach. No i o Harry'm.. co w moim przypadku jest bardzo trudne. Bardzo trudne. Siedziałem właśnie przy stoliku obficie nakrytym różnymi potrawami, gdy poczułem na ramieniu czyjś dotyk.

-"Louis? Cześć jestem Samanta" - głos dziewczyny dotarł do moich uszu. Natychmiast podniosłem się z siedzenia odwzajemniając jej uścisk. Zaproponowałem, abyśmy wyszli na zewnątrz, bo przy tym nagłośnieniu ciężko dojść do porozumienia. Liam widząc, że opuszczam salę z ładną blondynką szturchnął Zayn'a, a ten z kolei uśmiechnął się instynktownie. Czy oni mieli mnie za podrywacza?

Gdy moich płuc dotarło świeże powietrze powróciły myśli o Harry'm. Przypomniałem sobie wtedy naszą noc nad stawem. Widok jego głowy na moich kolanach i te muśnięcie w policzek. Aww, oddałbym wszystko by móc znów to poczuć. Samanta zaproponowała spacer. Nie sprzeciwiałem się. Chyba trzeba mi było jakiegoś oderwania od szarej rzeczywistości. Wydała się być całkiem miła. Właściwie to była miła. Pytała czy nie mam za złe, że tak mnie porwała. A ja miałem ochotę jej podziękować. Jednak znałem konsekwencje, dlatego odsunąłem tę myśl od siebie.

-"Skąd jesteś?" - szepnęła cicho dotykając mojego ramienia. Poczułem dziwny ścisk w żołądku. Czy ona właśnie próbowała mnie uwieść? Delikatnie dałem jej do zrozumienia, że nie czuję się komfortowo. O dziwo zrozumiała.

-"Yhhm długa historia, ale aktualnie Winchester." - odpowiedziałem smutno, bo przez mój umysł przeleciał skrót wszystkich wydarzeń, których byłem uczestnikiem. Od śmierci rodziców, przez przeprowadzkę do dziadka, jego odejście i przyjazd do posiadłości wujka. To bolało. Nie potrafiłem zrozumieć dlaczego życie kopie w tyłek te osoby, które są najmniej winne. Przynajmniej tak się czułem. Bo przecież nie zrobiłem nic złego, więc dlaczego nie mogłem odnaleźć szczęścia? Już sobie z tym nie radzę.

Resztę wieczoru spędziłem z Sam. Powinienem dziękować losowi, że postawił ją wtedy na mojej drodze. To było jak skromne, ale czułe światełko w tunelu, jak taka iskra dająca siłę na kolejne dni. Uświadamiało mi fakt, że moja nostalgia za Harry'm nie zniknie nigdy. Przy niej czułem się swobodnie. Nie powiem, że przy chłopakach z pokoju było inaczej, ale wiadomo, że to całkiem co innego. Nie wiem czy oczekuje z mojej strony czegoś więcej. Czas pokaże. Ale ja chyba nie wierzę w miłość. Doświadczyłem zbyt wiele upokorzeń i bólu. Marzę by ktoś pokazał mi, że ona jednak istnieje, że jest, była i będzie. Nie tylko w książkach czy filmach, ale na prawdę. W realnym życiu.

Pora kończyć ten wpis. Liam zaproponował grę w nogę. Chyba się skuszę. Lepsze to niż siedzenie w pokoju bez celu. Ciekawe co robi teraz Harry..

23 października 1990 rok




Drogi pamiętniku!

To już 13 dni odkąd wyjechałem. 312 godzin/ 18720 minut/ 1123200 sekund. Ponad milion sekund bez Twojej obecności. Tęsknie Harry.


25 października 1990 rok




Drogi pamiętniku!

Dni lecą mi niesamowicie szybko, ale to pewnie dlatego, że mamy nowy plan zajęć. Nic ciekawego się nie dzieje. Po lekcjach spędzam czas z chłopakami albo Samantą. Wszyscy mówią, że jesteśmy razem. Mimo iż to nie prawda to żadne z nas nie zdementowało plotek. Mnie mało interesuje opinia innych osób, a blondi raczej podziela moje zdanie. Poza tym ona już jest zaręczona. Opowiadała mi ostatnio o swoim chłopaku. Jestem pierwszą osobą, której się zwierzyła. To miłe, prawda?

Muszę przerwać na chwilę pisanie, bo pani Hudson odwiedziła nasz pokój. Aż się boję.

Już jestem. Roznosiła listy i o dziwo jeden podała mi. Mała, zaledwie 5x7cm koperta powędrowała w moje dłonie. Byłem totalnie zaskoczony. Na przedniej stronie widniało moje imię i nazwisko zapisane starannym, ale lekko pochylonym pismem:

Louis Tomlinson

Nie wiem dlaczego, ale bałem się zawartości. Liam z Zayn'em niecierpliwie oczekiwali aż otworzę kremową kopertę. Gdy tylko pani dyrektor zniknęła za drzwiami wskoczyli na moje łóżko. Delikatnie oderwałem kawałek papieru próbując wyciągnąć liścik. Byliśmy mega podekscytowani. co najmniej jak małe dzieci. Nie mógł być to list od wujka, bo wczoraj rozmawiałem z nim przez telefon i o żadnej przesyłce nie wspominał. A może po prostu wyleciało mu to z głowy? Tylko dlaczego miałby wysyłać mi coś tak małych rozmiarów? Setki pytań pojawiło się w mojej głowie. Chwyciłem karteczkę, która znajdowała się w środku. Moi przyjaciele wykrzywili twarze w zdezorientowaniu. Była pusta. Odwróciłem ją na drugą stronę z nadzieją że może tam coś odczytam. Ale również świeciła czystością, jak niezmącona tafla jeziora czy stawu.. cicha, niepozorna, milcząca.  

Harry, to Ty ?
____________________________________________________________________________________________________________________________________________
Hej, hej :3 jestem z czwóreczką. Przepraszam, że tak długo, ale za nic w świecie nie mogłam się zebrać z napisaniem tego rozdziału. Zaczyna się wszystko komplikować. Hm.. miałam zamiar go pisać i pisać, ale zdałam sobie sprawę, że i tak już jest dłuższy niż poprzednie. Wiem, że jak na razie jest mało Larry'ego, ale wychodzę z założenia, ze na wszystko przychodzi odpowiedni czas, prawda? Chciałam Wam podziękować za te komentarze. Jest mi na prawdę miło, że tak ciepło przyjęliście tego bloga. Inspirowałam się trochę na własnej historii, więc niektóre z uczuć, które tu opisuje są dla mnie szalenie ważne. Ponadto przepraszam Was, że nie odpisuje na komentarze. Czytam je, na prawdę je czytam. Nawet po kilka razy. Jednak moje 'dziękuje' brzmi tak cholernie banalnie, że już nie mam pomysłu jak mogłabym Wam podziękować w inny sposób. Misie moje kochane mam jeszcze parę słów, co do komentarza Tiny: Najpierw chcę Ci podziękować za te cenne uwagi, Wasze zdanie jest dla mnie ogromnie ważne. Co do oddzielania zdań - jest mi tak lepiej. Po prostu mam na celu pokazanie, że Louis traktuje ten pamiętnik jako coś więcej. Czasami musi przerwać pisanie i wziąć większy oddech, czasami mniejszy. Czasami zdarza się, ze jego 'myślotok' trwa i trwa. Zresztą.. nie ważne. Będę raczej tak pisać, bo zwyczajnie mi to odpowiada. Co do czcionki - nie wiem jaka wyświetla się Wam, ale moja jest całkiem przyzwoita. Jej również w najbliższym czasie nie zamierzam zmieniać. Hym, szablon? Myślę, że ma jakieś znaczenie. Jednak skupiłabym się bardziej na treści. Prowadzę te kilka blogów i uwierzcie, że czasem potrafi to człowieka wykończyć. Na sam koniec jeszcze jedno PYTANIE. : Czy chcecie abym pogrubiała wypowiedzi bohaterów, czy nie? Ktoś napisał w komentarzu, ze to rozprasza, więc w tym chapterze zrezygnowałam. Jednak teraz to do Was należy decyzja. Czekam na sugestie, opinie, komentarze. Trochę się rozpisałam, wybaczcie? Mam nadzieję, że o niczym nie zapomniałam. Rozdział jest dedykowany HORANKOWI I TOMMO. Marta, Ola nasza wiara nigdy nie upadnie. <69 Dziękuje też Marice za baaaaaaaaaaaardzo długi, dwuczęściowy komentarz. Udanych wakacji! :) ps. zapomniałabym:D kilka dni temu napisałam ONE SHOTA o obecnej syt. Larry'ego. jeżeli macie ochotę to zapraszam tu -> KLIK  @natsdirection

wtorek, 10 lipca 2012

Chapter 3.

ROK 2090

Nie mogłam zebrać myśli. To, co czytałam od piętnastu minut było zadziwiająco intrygujące. Ten chłopak z burzą loków na głowie oraz ten, który opisywał owe wydarzenia zdali mi się bardzo wyjątkowymi postaciami. Chyba nie bez powodu znalazłam pamiętnik sprzed stu lat. Nic nie dzieje się bez przyczyny i mimo, że przeszłość odchodzi to historia lubi się powtarzać. Przetarłam ręką czoło i wróciłam do czytania:



c.d. 9 października 1990 rok


 

Drogi pamiętniku!


Mnóstwo słów cisnęło mi się na usta w chwili, gdy Harry splótł nasze dłonie. Subtelny dotyk wywołał przyjemne, ale zadziwiające ciepło. Tym razem jego skóra nie była ani odrobinę chłodna. Wszystkie uczucia skumulowane w mojej głowie miażdżyły serce. Miałem do niego setki pytań.. co oznacza, że pragnąłem wielu odpowiedzi. Ale w tym ułamku sekundy, kiedy intrygujący mnie nastolatek dokonał nieoczekiwanego ruchu nie potrafiłem wydusić z siebie żadnego dźwięku. Dosłownie żadnego. Czułem się jak w transie, nic nie było w stanie tego przerwać. No prawie, bo w chwili, gdy drzwi się otworzyły i stanął przed nami Filip krucha nić porozumienia została zerwana. Na szczęście Loczek odsunął się na bezpieczną odległość tak, że oczy starszego mężczyzny nie były w stanie dostrzec tego, co zdarzyło się między nami na tym mrocznym, pełnym tajemnic korytarzu. Spojrzał na nasze zawstydzone, próbujące ukryć prawdę twarze, po czym spuścił wzrok w dół. Wymijając nas uniósł jeszcze rękę w górę i zmierzwił idealnie ułożone loczki Harry'ego. To był pierwszy, tak przyjazny gest w stronę milczącego chłopaka jaki moje źrenice zarejestrowały od momentu, gdy zjawiłem się w tej dziwnej posiadłości.

Reszta dnia minęła spokojnie. Kolacja powitalna była na prawdę pyszna. Oprócz mnie, wujka i zakręconego chłopaka przy stole zasiadła jakaś kobieta, która jak przypuszczam była jego narzeczoną. No mało ważne. Wszystko wyjaśni się z czasem. Mam nadzieję. W nocy nie mogłem zmrużyć oka. Ciągle chodziłem po pokoju, albo wyglądałem na korytarz by sprawdzić czy czasem ktoś nie miewa podobnego problemu. Jednak w całym dworku panowała przerażająca cisza. Podszedłem do okna i uchyliwszy je ujrzałem przemykającą po podwórzu postać. Złapałem się za głowę, by sprawdzić czy nie dopadła mnie żadna gorączka. Blask księżyca roztapiał moje błękitne tęczówki. Dziwna siła mówiła mi, żebym zszedł na dół. I co? Oczywiście walcząc ze strachem podjąłem się tej wyprawy. Wsunąłem na nogi jakieś buty i bardzo cicho opuściłem dom. Październikowe noce bywały nieco chłodne. Stanąłem na werandzie rozglądając się w poszukiwaniu owej zjawy. Moje oczy przykuł odbijający się w tafli stawu księżyc.. Po omacku dotarłem do celu. Ku mojemu zdziwieniu na dobrze mi znanej ławce siedział nikt inny jak Harry. Jego bujne loki przysłaniały pół twarzy, a kolejny papieros dotykający jego warg rozżarzał się i gasnął. Chłopak w przeciwieństwie do mnie ani trochę się nie wzdrygnął. Być może spodziewał się mnie? Nie, chyba nie. On po prostu jest odporny. Odporny? Nie wiem nawet czy to dobrze słowo. No, ale nie ważne. Przykucnąłem kilka kroków od niego wbijając wzrok w opanowaną taflę wody.

- "Harry..? " - szepnąłem, przygotowując się na to, że nie dostanę odpowiedzi.

Cisza wypełniająca naszą przestrzeń stała się kolejną zagadką. Nie potrafiłem zrozumieć dlaczego on milczy. Dlaczego nie powie głupiego: odwal się. Przecież bym nie nalegał, prawda? Szczerze mówiąc, gdyby nie ten gest przed gabinetem wujka odpuściłbym dalsze rozwiązywanie tej sprawy. Teraz nie mogłem. Nadal czułem jego mięciutkie opuszki palców przeplatające się przez moją dłoń. Nadal czułem to bijące od niego ciepło. Moje nozdrza nadal drażnił zapach dymu papierosowego. Nic nie ułatwiało mi tej dziwnej gry. Postanowiłem więcej do niego mówić, nawet gdyby miał nie odpowiadać. Cóż, może wyjdę na kompletnego idiotę, ale jakoś mało mnie to rusza.

"Wiesz co?" - syknąłem prostując się i zwracając twarz w jego stronę. Miał blade policzki, usta ledwo  różowawe, a oczy silnie podkrążone. Ten widok wcale nie wywoływał pozytywnych emocji. Przysiadłem obok niego,  w miarę bezpiecznej odległości.

"Nie chcesz nic mówić no to będziesz słuchać." - oświadczyłem poważnie, czując, że przejmuje kontrolę nad sytuacją. Liczyłem na to, że uda mi się do niego jakoś dotrzeć.

" Nie wiem co się wydarzyło w twoim życiu, ale musiało to być na prawdę bolesne. Nie myśl, że takie rzeczy dotykają tylko wybranych. Ja też przeżyłem koszmar.. " - zacząłem prosto z mostu. Wcale nie było łatwo mi o tym mówić, wcale nie czułem się dobrze. Nikt jeszcze nie słyszał tego, co miałem zamiar wyjawić. W dodatku wyjawić komuś kto totalnie mnie ignoruje. Wspaniale Tomlinson.

-"Miałem zaledwie sześć lat, gdy straciłem rodziców. Byli wspaniali, niczego mi nie brakowało. Dzięki Bogu, że zaopiekował się mną dziadek, bo gdyby nie on to teraz nie byłoby mnie tu.. " - przerwałem, bo dotarło do mnie co właśnie powiedziałem. Oświadczyłem mu, że cieszę się, że tu jestem. Czy przemawia za mnie moja podświadomość?

Ku mojemu zaskoczeniu Harry spojrzał mi w oczy. Mimo, że trwało to dosłownie ułamek sekundy dostrzegłem w jego wzroku współczucie. Czyli moje słowa nie przelatywały mu obojętnie. Pierwszy krok za nami. Przynajmniej tak mi się wydawało.

"Jesteś pierwszą osobą, której to mówię. To dziwne, prawda? Nie odpowiadaj, ja wiem, że to dziwne. Znamy się zaledwie jeden dzień. I to nie cały. A ja czuje się przy Tobie tak swobodnie. To źle. Powinienem traktować się jak dziwaka, albo człowieka niespełna rozumu, a mimo wszystko intrygujesz Harry, intrygujesz.. " -czułem, że mój monolog nie jest bezużyteczny.

"Harry, chcę Ci pomóc" - mruknąłem dotykając jego ramienia. Nie odsunął się, nie uciekł. Trwał przy mnie, czując jak moja dłoń gładzi jego plecy. 

"Ale najpierw Ty musisz pomóc mnie.."  - dodałem ze smutkiem w głosie. Zabrałem rękę z jego ciała poprawiając swoje włosy. Chłopak nadal wbijał wzrok w jakiś punkt na niebie. Nie przestawał patrzeć w to jedno miejsce. Nie miałem pojęcia dlaczego. Ale wierzyłem, że w końcu uda mi się do tego dojść. Wiara w siebie to połowa sukcesu. Zauważyłem, że mój towarzysz trzęsie się z zimna. Miał na sobie tylko koszulkę z krótkim rękawem. Zsunąłem z siebie sweterek i okryłem nim jego ramiona. Znów na mnie spojrzał tym razem w jego wzrok dostrzegłem nutkę podziękowania, na co uśmiechnąłem się czule. Resztę nocy spędziliśmy na rozmowie. To znaczy ja mówiłem, a on chyba słuchał. Przynajmniej mam taką nadzieję. Opowiadałem o tym jak było mi trudno pogodzić się z odejściem rodziców, jak dobry był dla mnie dziadek i jak pusto zrobiło się w moim życiu gdy on również zmarł. Opowiedziałem też o moich znajomych, o tym co lubię robić, czego słucham, jaki jestem. Cała prawda wypisana w gwiazdach. Buzia mi się nie zamykała. Miałem wrażenie, że chłopak pochłania każde moje zdanie. A to dodawało mi sił..

 

10 października 1990 rok


 

Drogi pamiętniku!


Rano obudziły mnie promienie słońca. Dopiero po chwili zorientowałem się, że spędziłem nad stawem całą noc. Poczułem, że coś zalega na moich kolanach. Przetarłem oczy i ujrzałem głowę Harry'ego. Jego bujne loki opadały na moje nogi. Jak to się stało, że położył się na mnie? Czy to ja zaproponowałem czy może on sam się skusił? Mimo wszystko wyglądał tak cudownie. Pragnąłem, aby ta chwila trwała wiecznie. Zaledwie jeden dzień a już taki postęp. Uhh. Czułem, że będzie jeszcze długo spał, dlatego postanowiłem wykorzystać ten moment. Zbliżyłem się do jego twarzy i subtelnie musnąłem jego policzek. Jeju! Miał tak mięciutką skórę! Położyłem dłoń na jego włosach i bawiłem się nimi przez dłuższą chwilę. Oparłem głowę o tył ławeczki i zasnąłem..

Kiedy ze snu wyrwał mnie jakiś koszmar zerwałem się na równe nogi. Harry'ego już nie było. Musiał zniknąć nieco szybciej. Poprawiłem zniszczona fryzurę i udałem się z powrotem do domu. Przed dworkiem stał wujek w otoczeniu kilku dostojnych mężczyzn. Przywitałem się grzecznie, po czym zniknąłem w korytarzu znów napotykając na swojej drodze Eleanor.

- "Witaj Louis! Jak Ci się u nas podoba? "
- spytała z zaciekawieniem, na co ja mógłbym spokojnie referat napisać, ale spróbowałem ograniczyć się do jednego zdania.

- "Bardzo mi się podoba, jest intrygująco." - odparłem, na co ona nie była w ogóle trochę zaskoczona. Oczekiwałem jakichś pytań, ale się myliłem. Przyjęła to z takim spokojem jakbym co najmniej mówił, że wczorajsza zupa pomidorowa była.. dobra. No, ale nie ważne.

- "Widziałaś może H.. " - nie udało mi się dokończyć, bo przed nami pojawił się wujek.

- "Louis, chodź na moment." -  ze stoickim spokojem poprosił mnie do gabinetu. Miałem wrażenie, że to nie wróży nic dobrego.
Pomachałem tylko Eleanor na pożegnanie i wskoczyłem na schody prowadzące na piętro. Migiem znalazłem się pod drzwiami gabinetu. Już miałem pukać, gdy usłyszałem głos Filipa proszący, abym wszedł. Jedno jest pewne - ma dobry słuch. Usiadłem na tym ogromnym fotelu znajdującym się przed jego biurkiem i oczekiwałem na to, co chce mi oświadczyć.

- "Znalazłem dla Ciebie świetną szkołę. Szkołę z internatem. Wyjedziesz dziś po obiedzie" - oznajmił spokojnie, a mój świat się zawalił. Poczułem jak krew zaczyna wrzeć w moich żyłach. Nie  chciałem nigdzie wyjeżdżać. Nie chciałem opuszczać tego miejsca. Nie teraz. Nie w tym momencie. Co z Harrym?

- "Ale.." - zacząłem protest, jednak Filip nie pozwolił mi dokończyć.

- "Nie ma żadnego 'ale'. To jest najlepsza szkoła w okolicy. Pojedziesz na miesiąc lub dwa. Zorientujesz się czy jest rzeczywiście tak idealna i wtedy pomyślimy, co dalej. " - powiedział spokojnie, ale ja wcale nie uradowałem się na tę informację.

- "Miesiąc lub dwa?" - jęknąłem przeciągle wprawiając go tym samym w lekkie zdenerwowanie.

- "Zdecydowałem, że lepiej teraz niż gdybyś miał tu zostać dłużej i bardziej przywiązać się do tego miejsca.." - urwał w połowie nie mówiąc czegoś, co zdawało mi się być ważne. Szkoda tylko, że nie znał prawdy. Ja już się przywiązałem do tego miejsca, ludzi i tajemnic. Nie chciałem tego zostawiać na MIESIĄC LUB DWA. No, ale chyba nie mam innego wyjścia..

Opuściłem gabinet wujka ze smutkiem. Przeszedłem cały korytarz i zniknąłem w swoim pokoju. Szczerze chciało mi się płakać. Wtuliłem głowę w poduszkę rozmyślając o tym jak bardzo chcę cofnąć czas. Chcę, aby rodzice żyli, aby dziadek żył.. Wspomnienia to jedyne co zostawia po sobie przeszłość. Postanowiłem się ogarnąć, bo skoro miałem odjechać zaraz po posiłku to trzeba jakoś zakończyć ten rozdział życia. Przeszukałem cały dom. Harry'ego nigdzie nie było. Jedyne miejsce, które przychodziło mi na myśl to ławeczka nad stawem. Czym prędzej tam pobiegłem z nadzieją, że zastanę tą pokręconą czuprynę. Nie myliłem się. Siedział z podkulonymi nogami, opierając głowę o kolana. Był smutny. Ewidentnie smutny. Usiadłem obok niego, ale znacznie bliżej niż zwykle. Już nie bałem się jego reakcji. Właściwie to było mi wszystko jedno. Przecież i tak za parę godzin opuszczę to miejsce. Harry zapomni o moim istnieniu, a ja będę musiał skupić się na nauce. Zastanawiało mnie jedno - dlaczego on nie zostanie wysłany do jakiejś szkoły? Czy to kwestia tego milczenia? Ahh kolejna zagadka. 
- " Czyli.. czyli już wiesz." - powiedziałem smutno rzucając małego kamyczka do stawu, burząc tym samym idealną taflę wody. Miałem wrażenie, że takie jest moje życie. Kiedy w końcu uda mi się je uporządkować zawsze coś musi mi w tym przeszkodzić niszcząc moje plany. Ale ale Filip chyba chciał dla mnie dobrze, prawda?

" Pewnie Cię to nie obchodzi, ale ja nie chce wyjeżdżać.." - niesamowicie zaskoczyłem nawet samego siebie, że to powiedziałem. Harry ujął moją dłoń. Ścisnął ją mocno dodając mi otuchy. Poczułem, że ten gest wiele znaczy. Poczułem, że miałbym szansę mu pomóc, gdyby nie to, że muszę wyjechać. Akurat teraz wyjechać..

"Harry.." - szepnąłem odwzajemniając uścisk Loczka.

- "Wróć do mnie.." - te trzy ciche słowa przeszyły mój umysł, wędrując od serca do mózgu. Poczułem jak unoszę się ponad ziemię. Poczułem jak mój świat roztrzaskany na miliony kawałeczków składa się w jedną całość. TERAZ. Właśnie usłyszałem trzy słowa, trzy ciche słowa z jego ust. Ten głos, lekko ochrypły, ale bardzo czule proszący, abym wrócił, abym wrócił do niego. Nie mogłem uwierzyć własnym uszom. Objąłem go ramieniem. To jedyne co byłem w stanie w tym momencie zrobić.

- "Harreh.. wrócę. Obiecuję." - odparłem cicho próbując ukryć spływającą łezkę. Jednak on miał oczy dookoła głowy. Zauważył. Otarł kciukiem mokry policzek i wtulił się we mnie na.. na.. na pożegnanie.

_____________________________________________________________________________________________________________

Siemka, no to mamy trzeci chapter. Hmm przepraszam, że musieliście tak długo czekać, ale miałam mały kryzys. Właściwie to nie wiem, co będzie dalej z blogiem. Wierzę w Larry'ego, ale szczerze dobija mnie to wszystko, co się teraz dzieje. No cóż. Jeżeli przeczytaliście to bardzo dziękuje! I mam nadzieję: do następnego! :) Larry is real forever and ever. - nats.

środa, 4 lipca 2012

Chapter 2.


ROK 2090
Czułam przyspieszone bicie serca i wzrastające ciśnienie. Nie spodziewałam się, że jakaś tam książka, a raczej pamiętnik, który wypadł przypadkiem z tej nieszczęsnej szafki wzbudzi we mnie takie zainteresowanie. Ten chłopak opisywal wydarzenia sprzed stu lat. Dokładnie cały wiek wcześniej. Zaintrygowało mnie to jeszcze mocniej, więc przewróciłam kartkę na następną stronę:




c.d. 9 października 1990 rok


 

Drogi pamiętniku! 

 

Niestety się myliłem. Chłopak wyprzedził mnie i nawet nie pisnął słowem. Jedyne, co dało mi do myślenia to jego spojrzenie. Przez krótką, na prawdę sekundową chwilę miałem wrażenie, że jest inne niż dotychczas. Przepełnione pragnieniem czegoś, czego pewnie nigdy nie zrozumiem. Bujne loki opadające na czoło i przejrzyste oczy dodawały mu masę uroku. Wyglądało jakby na prawdę gdzieś się spieszył. Próbowałem podążać za nim, ale był zadziwiająco szybki. Gdy dotarłem do schodów, on już dawno znajdował się gdzieś w głębi dworku. Wkroczyłem na werandę i prędkim susem znalazłem się w przedsionku. Nagle przed moimi oczami pojawiła się piękna dziewczyna, prawdopodobnie służka. Wzdrygnąłem się lekko na jej widok i totalnie odebrało mi mowę.

- "Ty.. jesteś pewnie Louis, mam na imię Eleanor. " - powiedziała cicho, podając mi dłoń na powitanie.

- "Ach, miło mi.. pracujesz tu?" - wykrzesałem z siebie chodź odrobinę uprzejmości odwzajemniając jej uścisk.

- "Tak, ale teraz rzadziej odkąd.. " - przerwała zdanie w połowie, bo na końcu korytarza zjawił się Filip.

- "Odkąd? Odkąd co?" - spytałem poważnym tonem.

- "Muszę lecieć, nie mogę z Tobą rozmawiać.." -wyszeptała i zniknęła za drzwiami prowadzącymi prawdopodobnie do kuchni.

Tym samym zostawiła mnie pośrodku pomieszczenia z masą pytań i brakiem odpowiedzi, z totalnym rozbiciem, jej słowa spowodowały, że im dłużej o tym myślałem tym bardziej chciałem poznać prawdę. Czy to tak wiele? Tutaj działo się coś dziwnego. Dlaczego nie mogła ze mną rozmawiać? Gdzie się podział Harry? Te rozmyślania przerwał mi głoś wujka, który był dla mnie strasznie serdeczny i miły, ale czułem, że on również skrywa jakąś tajemnicę.

- "Wszystko w porządku..?" - jego słowa brzmiały jakby sam sobie odpowiadał.

Skinąłem głową na potwierdzenie i spojrzałem przez jego ramię z nadzieją, że gdzieś w oddali ujrzę tego pokręconego chłopaka z twórczym wyrazem twarzy i przecudownymi zielonymi tęczówkami.

- "Szukasz kogoś?" - spytał, a ja zamarłem, bowiem nie wiedziałem, co mu odpowiedzieć. Miałem głupie przeczucie, że temat Harry'ego w tym domu jest zakazany, ale tak bardzo pragnąłem cokolwiek o nim wiedzieć.

- "Yhhm, nie. Rozglądam się tylko." - odparłem, a Filip chyba uwierzył, bo na jego twarzy ujrzałem wymalowaną ulgę. Miał ciężki rysy, lekki zarost. Na pierwszy rzut oka widać, że wiele przeszedł. Ciemne włosy dodawały mu kilka lat. Mimo wszystko darzyłem go sympatią.

- "Może chciałbyś udać się do swojego pokoju przed kolacją?" - zadał to pytanie, którego się obawiałem. 



Wcale nie chciałem nigdzie się udawać, no chyba, że do miejsca, w którym znajdował się ten tajemniczy chłopak.

- "Yyyy.. nie wiem" - zawahałem się patrząc mu w oczy, a on nie czekając na to, co chcę powiedzieć dalej otworzył usta, by nieświadomie spełnić jedno z moich pragnień.

- "Harry, chodź tu" - krzyknął, a ja poczułem jak unoszę się wyżej i wyżej, a moje serce skacze z radości.

Oczywiście starałem się nie pokazywać tego po sobie, bo to na prawdę głupie z mojej strony, ale nic nie mogłem poradzić, że tak na mnie działał. Chwilę później Harry stanął przed nami w tej samej białej koszulce i ciemnych spodniach. Wzrok wbijał w podłogę. Czułem się nieswojo patrząc na coś takiego, ale tu nic nie było normalne, więc chyba pora przywyknąć. Wujek podszedł bliżej niego, palcem uniósł jego głowę i wyszeptał mu coś do ucha. Coś, czego niestety nie byłem w stanie usłyszeć.

- "Harry pokaże Ci Twój pokój" - słowa Filipa wyrwały mnie z zamyślenia.

Wskazał ręką na chłopaka, który w mgnieniu oka znalazł się na schodach prowadzących na pierwsze piętro. Ruszyłem za nim. Droga była dosyć kręta i powoli zaczynało mi się robić słabo. Zwróciłem uwagę na kroki nastolatka. Stawiał je bardzo delikatnie i ostrożnie jakby z obawy, że schody za moment runą i polecimy na sam dół robiąc sobie nie małą krzywdę. Wreszcie dotarliśmy do celu. Wyjął z kieszeni mały, srebrny kluczyk. Chwilę później nacisnął mosiężną klamkę i ciężkie drzwi otwarły się ukazując przepiękny pokój, urządzony co prawda w dziwnym, ale bardzo ciekawym stylu. Podszedłem do okna, roztaczał się z niego widok na staw, ten sam staw przy którym wcześniej próbowałem nawiązać jakiś kontakt z milczącym chłopakiem. Odwróciłem się w jego stronę. Zmiękły mi kolana, bo zdałem sobie sprawę, że jest on niesamowicie przystojny. Patrzył w moje wypełnione niepewnością źrenice, a na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech. Prędko jednak zniknął z jego twarzy, co znacznie mnie zasmuciło. Kiedy kąciki jego ust unosiły się ku górze wyglądał o stokroć przyjemniej. Tak sądzę. Boże, czy mi się wydaje, czy ja na prawdę piszę o tym jaki on jest cudowny? Uhh nie ważne. Stałem oparty o szafkę z jakimiś książkami, podczas gdy mój towarzysz zdecydował się usiąść na łóżku. Biała, atłasowa pościel ugięła się pod jego ciężarem. Skulił się i przykrył twarz rękoma. Poczułem taką cholerną potrzebę przytulenia go, poczułem, że muszę zrobić cokolwiek, by jakoś mu pomóc. Coś ewidentnie go męczyło, targało nim od środka, a ja nie miałem pojęcia jaki mógł być tego powód. Zrozumiałem, że przede mną długa droga do odkrycia prawdy..

Usiadłem obok niego. Moja dłoń powędrowała w kierunku jego pleców. Przejechałem czule po nich, oczekując jakiejś reakcji. Sądziłem, a raczej byłem pewny, ze mnie odrzuci, odepchnie, albo co gorsza ucieknie w niesamowicie szybkim tempie. Ale znów się myliłem. Chyba na prawdę potrzebował wsparcia, potrzebował rozmowy, ale jak miałem tego dokonać? No jak? Kucnąłem przy nim próbując odchylić jego ręce by móc ujrzeć to, co malowało się w tym momencie na jego delikatnej chłopięcej buźce.

- "Harry, co on Ci powiedział.. co powiedział Ci wujek, to znaczy Filip?" - spytałem cicho, ale po chwili zdałem sobie sprawę, że to nie było najlepsze posunięcie.

Szatyn potrząsnął kilka razy swoją czupryną, nadal ukrywając twarz w dłoniach. Czułem się bezradny i bezsilny i w ogóle tak bardzo zakłopotany jak nigdy dotąd. Nie miałem pojęcia, co robić. Nigdy nie znajdowałem się w takiej sytuacji. Kto by pomyślał, że we własne urodziny rozpocznę rozwiązywanie zagadki mojego życia. 


- "Wiem, że coś się dzieje.. jeśli..." - nie zdążyłem dokończyć, bo wypowiedź przerwał mi  głos dochodzący z parteru. 


To Eleanor wołała Harry'ego. Tak sądzę. Rozpoznałem ten słodki głosik. Chłopak natychmiast zerwał się z miejsca i jak burza wybiegł z pokoju. Nawet nie zdążyłem powiedzieć mu, że jeżeli by chciał pogadać to jestem do jego dyspozycji. To beznadziejna sytuacja. Ja sam czuje się beznadziejnie, bo nic nie mogłem zrobić. Rzuciłem się na poduszki i chyba zasnąłem. Obudziło mnie jakieś pukanie. Przeciągnąłem się, po czym rzuciłem cicho: 'proszę, otwarte'. Drzwi uchyliły się, a ja ujrzałem kogo? Tak, Harry'ego. Miał zapuchnięte od płaczu oczy. Wcześniej tak nie wyglądał. Przeraziłem się na ten widok, serce zaczęło walić jak młot. Kolejne pytanie jakie pojawiło się w mojej głowie: Dlaczego? Odsunąłem kołdrę z nóg i przysiadłem na skraju łózka. Liczyłem na to, że zrozumie mój gest. Marzyłem, aby się zbliżył, ale nie chciałem się narzucać. Nie zbyt długo trwał ten moment, bo zostałem poproszony przez wujka do jego gabinetu. Wychodząc otarłem się o Loczka, moje ciało naelektryzowało się pozytywnymi fluidami. Ciepło od niego bijące to na prawdę coś niesamowitego. Mam przeczucie, że on poczuł to samo, bo znikając na schodach obejrzał się aż trzy razy.


Wszedłem do pomieszczenia, które Filip nazywał gabinetem. Rozejrzałem się w okół siebie. Ściany boczne zasłonięte były przez biblioteczki, w których znajdowało się mnóstwo,  z pewnością ciekawych książek. Pan Tomlinson musiał być na prawdę dobrze wykształconym człowiekiem. Jak na razie o nic nie pytałem, bo było mi nieco głupio wchodzić w jego życie z buciorami. Ale On miał świadomość, że wiele rzeczy mnie ciekawi. Dlatego chyba mnie tu zaprosił. Przynajmniej tak sądziłem na początku. 


- "Podejdź bliżej i siadaj" - wyszeptał wskazując mi sporych rozmiarów fotel stojący przed jego biurkiem.


Zrobiłem kilka kroków, a mój wzrok przykuły zdjęcia młodej dziewczyny wiszące na ścianie przede mną. Miała cudowny wyraz twarzy i okropnie piękne oczy. Pod jedną z fotografii nakreślony został napis, jakieś słowo na literkę 'D' bodajże, ale nie jestem pewien. Musiałam przestać tak się wpatrywać, bo Filip chyba miał mi coś ważnego do przekazania. Skupiłem się teraz na ruchach jego warg, ale słowa nie docierały do mnie prawie w ogóle. Myślałem o Harry'm.


-"Słuchasz mnie, Louis?" - tymi trzema słowami wyrwał mnie z tamtego świata.


Pokiwałem głową w geście potwierdzenia. Próbowałem analizować to, co do mnie mówi. Majaczył coś o szkole, do której mnie zapisał oraz o tym, żebym się nie martwił o kieszonkowe. Opowiedział, że pracuje w sąsiedniej miejscowości, ale nie pamiętam jako kto, bo jakoś jego słowa ulatywały mi zbyt prędko. Nagle obaj odwróciliśmy się instynktownie pod wpływem dźwięku dochodzącego zza drzwi. Ktoś bardzo silno kaszlnął. Filip zsunął się z krzesła i chwycił za złotą klamkę. Naszym oczom ukazał się Harry, z pomierzwioną fryzurą i przekrwawionymi białkami ocznymi.


"Znów tam byłeś!" - krzyknął Filip, a nastolatek wbił wzrok w podłogę jak to miał w zwyczaju czynić.


Patrzyłem na to ze strachem. Cholera, kolejne pytania tworzyły się w moim głupim umyśle. Ponosiła mnie wyobraźnia, ale wolę o tym nie pisać. Chwilę później wujek poprosił, aby opuścił pomieszczenie. Próbowałem protestować, jednak był nieugięty. 


-"Dokończymy tą rozmowę kiedy indziej" - odparł wyraźnie podniesionym głosem. Ale co go tak zdenerwowało? Czyżby Harry? Zaczynałem się poważnie martwić. Minąłem się w drzwiach z chłopakiem, czując, że ta cała sytuacja go przerasta. Ze mną nie było lepiej..


Miałem odejść do swojego pokoju, jednak coś w głębi duszy zatrzymywało mnie w tym miejscu. Przystawiłem ucho próbując usłyszeć cokolwiek, co mogło mieć znaczenie w tej sprawie.

- "Nigdy więcej tego nie rób!" - głos Filipa rozszedł się chyba po całym domu. Usłyszałem tylko cichy szloch Harry'ego, a potem nastała kompletna cisza. Nie wiem ile stałem pod tymi drzwiami, ale dopiero kolejne krzyki spowodowały, że wróciłem do rzeczywistości.

-"Ile razy mam Ci powtarzać!? To już przeszłość!" -czułem, że kolejne słowa mojego wujka raniły nastolatka. Nie wiem skąd taka myśl u mnie, skąd w ogóle współczucie.. totalnie się nie poznawałem.


Ich rozmowa, o ile można to tak nazwać trwała jeszcze długo. Właściwie to słyszałem tylko wypowiedzi starszego mężczyzny, bo Harry tak jak w konfrontacji ze mną CIĄGLE MILCZAŁ. Miałem wrażenie, że robi to celowo. Jednak niczego nie mogłem być pewien. Usiadłem na stojącym obok drzwi krześle i oczekiwałem na jakiś zwrot akcji. Marzyłem, aby usłyszeć choć jedno słowo z jego ust.. Ale niestety będę musiał jeszcze długo pozostać w tej sferze pragnień. Dosłownie chwilę po tym otworzyły się drzwi, a moje serce pękało na pół. Gdybym mógł je wyrwać z własnej piersi i mu oddać to bym to zrobił. Przysięgam. Nigdy nie widziałem nikogo w takim stanie. Zerwałem się na nogi. Chłopak zatrzasnął za sobą drzwi jakby w geście odzewu za to wszystko, co przed chwilą musiał wysłuchiwać. Zrobiłem krok do przodu, poczułem na sobie jego ciężki, przesiąknięty dymem papierosowym oddech, spojrzałem w rozkurwiająco czerwone białka obserwując spływającą łzę.. 


- "Harry?" -szepnąłem, a on otarł swoją dłoń o moją i ostatecznie splótł nasze palce. 

Moje serce zarejestrowało jego dotyk i wtedy usłyszeliśmy skrzyp otwieranych drzwi..
 ____________________________________________________________________________________________________________________________________________
  Hejka. Jestem z drugim. Co prawda miał być dłuższy, ale uznałam, że takie rozdziały będą najlepsze. Nie miał się dziś pojawić, ale z racji, że męczy mnie nuda tworzę coś, co możecie przeczytać na kilku blogach. Hm, dziękuje za tak miłe przyjęcie mnie z tym pierwszym chapterem. Myślę, że ta historia da wiele do myślenia, jednak wszystko z czasem.. Do obserwujących możecie dodać pod rozdziałem :) jeśli macie ochotę oczywiście. No to do następnego! :* Udanych wakacji moje kochane robaczki! xx